sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 13

                       ***Oczami Belli***

   Była godzina 21, kiedy wyszłam z domu do sklepu. Za bardzo nie chciało mi się tego robić, ale moja matka mnie poprosiła, więc postanowiłam to zrobić, bo nie miałam nic innego do roboty, a nie bawiło mnie dzisiaj siedzenie w swoim pokoju, na łóżku. Mój brat, jak to on, pokłócił się z naszymi rodzicami i wyszedł wkurzony z domu, co mnie zbytnio nie dziwiło.
   Czasami myślałam, że było by lepiej gdyby z nimi usiadł i porozmawiał, tak szczerze, ale też nie byłam nim i nie wiem co on czuje, a także z naszymi rodzicami nie rozmawia się tak łatwo i przyjemnie. Oczywiście, kochają nas i dbają o nas, ale to nie zmienia faktu, że chcieliby z nas zrobić drugich nich na co my nie chcemy się zgodzić i doskonale obydwoje wiemy, że tak się nigdy nie stanie. Mamy swoje marzenia, które chcemy spełniać.
   Idąc wzdłuż ciemnej ulicy zauważyłam postać idącą w moją stronę. Specjalnie niezwróciłam na to uwagi. Była godzina gdzie ludzie w moim wieku czy starsi zaczynają życie, lecz ja nie byłam takim typem osoby. Wolałam posiedzieć sobie w domu z kubkiem gorącej herbaty i poczytać książkę lub po przeglądać internet. Nic nie mogłam poradzić na to, że wolałam być taka niż włóczyć się po nocy na mieście ze znajomymi. Mi odpowiadało mieć paru prawdziwych przyjaciół niż gromadę, która okazałaby się fałszywa.
   Mijajac osobę, którą okazał się być chłopak, bo rozpoznałam go po sylwetce. Zauważyłam oczy, oczy które mogły pasować tylko do jednej osoby. W moim 16-letnim życiu spotkałam się tylko raz z takim odcieniem tęczówek, pięknych i nieskazitelnych. I miałam doskonałą rację, był to on.
   - Niall? Co ty tu robisz? - spytałam zaskoczona widokiem blondyna. Chłopak ustał przodem do mnie i popatrzył na mnie z obojętnym wzrokiem.
   - Nudziłem się, więc jak zobaczyłem, że nikt nie chodzi po oddziale wyszedłem - wzruszył ramionami.
   Słowo daję. Zachował się jak dziecko i nic go nie usprawiedliwia, a przecież to jest dorosły facet, a nie 13-letni chłopiec. Powinien być odpowiedzialny, ale nie wiedziałam jakie miał życie i dlaczego to wszystko robi. Postanowiłam nic mu nie wytykać, nie byłam w końcu jego matką i był pełnoletni. Nie potrzebował opieki.
   - Jezu, człowieku wracaj do tego szpitala. Może ci się coś stać!
- Nic mi się nie stanie - zaśmiał się. - Pod wieczór odołączyli ode mnie to wszystko, więc jest dobrze.
   Widać było, że nie przejmował się swoim zdrowiem i chyba nie miał zielonego pojęcia w jakim stanie został przywieziony do szpitala lub nie zdawał sobie z tego sprawy. Był lekkim duchem i starał się niczym nie przejmować, przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Niall stał przede mną z rękoma schowanymi w kieszeni. Jego grzywka teraz opadała na czoło co dodawało mu uroku, ale niezamierzałam mu tego mówić. To facet i z pewnością nie chciałby usłyszeć czegoś takiego, a nawet jeśli, to nie powiedziałabym mu i tak.
   - Nie jest dobrze. Masz wrócić teraz do szpitala, chyba chcesz jeszcze pożyć - blondyn wzruszył ramionami, najwyraźniej miał gdzieś to co się z nim stanie, a mnie w jakiś dziwny sposób wcale to nie dziwiło.
   - Oj, przestań już to tak przeżywać. Nic wielkiego się nie dzieje, a ty robisz z tego nie wiadomo co - powiedział trochę wkurzonym głosem, przez co poczułam, że mogłam trochę przesadzić. - Wrócę pod jednym warunkiem.
- Jakim? - powiedziałam od niechcenia.
   - Przejdziesz się teraz ze mną. Bo kurwa cholernie potrzebuję czegoś innego niż leżenie na tym jebanym szpitalnym łóżku - zaśmiałam się, a on zadał mi pytające spojrzenie, na co pokręciłam przecząco głową.
   - Okej, pójdę.
   Odpowiedziałam i ruszyliśmy z miejsca. To było cholerne dziwne uczucie iść z Niall'em po ciemnych ulicach Londynu o później porze, albo to ja byłam dziwna. Stawiałam bardziej na tę drugą opcję, była ona bardziej prawdopodobna moim zdaniem. Nigdy nie ukrywałam, że czasami lubię bardziej towarzystwo chłopaków. Lubiłam z nimi rozmawiać na niektóre tematy. Mimo, że większość jaką znam lubi się bardzo wygłupiać to nie zmienia to faktu, że jak trzeba to są poważni, lecz nie ze wszystkimi tak jest.
   Połowa dziewczyn jest fałszywa i przyznaję to od razu. Jedna coś powie drugiej, a ta druga leci już do swojej przyjaciółki, aby jej to przekazać. Czysta głupota. To tak samo jak z Jacob'em, który bawi się w fałszywą przyjaciółeczkę, ale jego sprawa jak zachowuje się w stosunku do innych. Jeżeli będzie tak dalej postępował to możliwe, że zostanie sam.
   - Czemu ty w ogóle jesteś dla mnie taka miła? - spytał, a ja westchnęłam. Naprawdę będziemy o tyn gadać?
   - Pytałeś się już kiedyś o to, a ja ci odpowiedziałam.
- No tak, ale mogłabyś chyba jeszcze raz powiedzieć - uśmiechnął się swoim zniewalającym uśmiechem, a ja tylko popatrzyłam na niego przez chwilę, po czym skierowałam swój wzrok w przód, tam gdzie szliśmy.
   - No, więc gdy cię wtedy zobaczyłam pierwszy raz gdy siedziałeś na ulicy zrobiło mi się ciebie szkoda. Później okazało się, że jesteś kumplem Jake'a i widywałam cię trochę częściej. I zobaczyłam, że jesteś jakiś zagubiony - mówiłam, ale przerwał mi śmiech Niall'a za co spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem, a on natychmiast przestał.  - Nie śmiej się, idioto. Już skończyłam - byłam przekonana, że blondyn zacznie zaraz się pytać i nie myliłam się.
   - Dlaczego zagubiony? - spytał z chrypką w głosie, a mnie przeszły dreszcze. Jego głos był bardzo przyjemny dla uszu. Jezu, o czym w ogóle ja myślę.
   - No, bo Niall wyglądasz na takiego i pewnie taki też jesteś. Przecież nie zacząłeś brać narkotyków sam z siebie.
   Blondyn momentalnie przystanął, a ja w świetle księżyca mogłam zobaczyć jak jego oczy pociemniały, a mięśnie się spieły. Czy on musiał na wszystko tak reagować? Pomimo małego czasu spędzonego z nim, mogłam zauważyć, że miał zmiany humoru jak niektóre kobiety. Był zdenerwowany, już kilka minut temu taki był, lecz teraz bardziej.
   - Kurwa, skąd możesz cokolwiek o mnie wiedzieć skoro w ogóle mnie nie znasz?! I wbij sobie do tej swoje głowy, że nie jest to twoja sprawa, dlaczego biorę narkotyki! - jego głos był poważny i głośny. Kiedy mówił, trochę się go aż przestraszyłam. Ale może i było trochę racji w jego słowach. Czasami po prostu za bardzo angażowałam się, aby komuś pomóc i nie widziałam, że temu komuś może to przeszkadzać.
   - Okej, przepraszam. Masz rację - odwróciłam się i chciałam pójść, ale zatrzymał mnie ponowny głos Niall'a.
   - Nie idź. Nie powinienem podnosić na ciebie głosu - serio, był gorszy od Jacob'a! A to trudno zrobić. Brunet był bardzo wkurzający przez swoje zachowanie i upodobania, ale ten to chyba bije wszystko.
   - Nie przepraszaj. To moja wina - powiedziałam i mogłam zobaczyć jak przekręca oczami.
   - Tak, to twoja wina, a teraz chodź - pociągnął mnie za rękę i znowu szliśmy na taki jakby spacer.
   W tej chwili czułam się trochę skrępowana w jego towarzystwie. A wszystko przez to, że byłam trochę zbyt natrętna, za co karciłam się w myślach. Czasami powinnam ugryźć się w język zanim coś powiem. I chyba od tej chwili najpierw przemyślę sobie moją wypowiedź w myślach, a potem powiem. To będzie najlepsza chyba opcja od teraz.
   Niall nic się nie odzywał, tylko kopał butami kamienie jakie wpadły mu pod nogi. Natomiast ja szłam obok niego i rozglądałam się po okolicy. To była dziwna sytuacja. W powietrzu wyczuwałam napiętą atmosferę, ale mimo tego nie spieszyło mi się, aby wrócić do domu, tu było mi dobrze i przyjemnie, pomimo tego, że nikt się nie odzywał.
   - Co tam u Jake'a? - spytał nagle blondyn, a ja przypomniałam sobie, że mój brat wyszedł nie wiadomo gdzie po kolejnej kłótni z rodzicami. Martwiłam się o niego.
   - Po staremu - wzruszyłam ramionami.
   - Pokłócił się z waszymi starymi? - zapytał, a ja się zdziwiłam. Bo skąd on miałby wiedzieć?
   - Skąd wiesz?
- Widzę, a z resztą to u niego normalne. Poza tym przyjaźnimy się i o niektórych rzeczach sobie mówimy, a tak się składa, że moi i wasi rodzice są strasznie do siebie podobni.
   Zrozumiałam przekaz jego słów od razu. Na pewno jego rodzice także karcą go za to, że bierze narkotyki, tak jak robią to nasi z Jake'iem. Teraz jeszcze bardziej rozumiałam co może on czuć, wielokrotnie widziałam jak mój brat udaje, że go to nie rusza przez upijanie się i imprezowanie do rana, lecz ja byłam jego siostrą i poznawałam po nim, że czasem jest mu trochę smutno, chociaż starał się to ukrywać. Ale, przecież to normalne. Jacy  by nie byli to jednak są rodzice, którzy nas wychowali.
   - Rozumiem, widzę co oni robią z Jake'iem. A twoi zdaje się, że nie są w cale lepsi - powiedziałam, a on pokiwał głową, jednak po nim to spływało i chyba miał to gdzieś.
   Naprawdę mieli dużo wspólnego z moim bratem chociaż niekoniecznie w dobrym sensie i chyba naprawdę szczerze się przyjaźnili, skoro mieli tyle wspólnych problemów. Ja sama próbowałam raz rozmawiać z moimi rodzicami na temat Jake'a, aby inaczej go traktowali, lecz skończyło się to wielką kłótnią i już niepróbowałam drugi raz tylko postanowiłam się skupić na wspieraniu mojego brata.
   Na dworze robiło się coraz ciemniej, kiedy tak szliśmy ulicami deszczowego Londynu. Uwielbiałam to miasto, było piękne, ale pogody w nim nienawidziłam, była wprost okropna. Gdy tak myślałam o pogodzie jaka tu panuje, poczułam na moim ramieniu krople deszczu. Spojrzałam na Niall'a, który w tym samym momencie przeniósł wzrok na mnie.
   - Chodź - powiedział ze śmiechem i złapał moją dłoń, po czym ją pociągnął biegiem w jakimś kierunku. Mimo, że znałam go niecały miesiąc, teraz zaczynałam czuć się przy nim jakbyśmy byli przyjaciółmi.
   Blondyn ciągnął mnie szybko, a ja nie wiedziałam gdzie, ale przypuszczałam, że pod jakiś dach, abyśmy niezmokli. I tak się wydarzyło. Już po kilkunastu sekundach staliśmy na przystanku autobusowym, który okazał się najbliższym schronieniem. Oczywiście nie ominęło nas to, że trochę zmokliśmy, przez co moje mokre już włosy kleiły się do również mokrej szyi.
   - Jak ja tego nie lubię - powiedziałam, jak tylko uspokoiłam swój oddech.
   - Są też tego zalety.
- Jakie? - spytałam zaciekawiona jakie to mogłyby być zalety deszczu, bo żadnych sobie nie przypominałam.
   - Na przykład.
   Usłyszałam tylko te dwa słowa, a następnie zobaczyłam jak Niall zbliżył swoją twarz do mojej, przy tym chwytając w dłonie moje policzki. Patrzyłam cały czas na niego, kiedy on swój wzrok miał skierowany na moje usta. Nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry, a ja nie byłam przekonana czy robi to, aby zbudować jakieś napięcie czy chce mnie pocałować. Lecz po chwili z mojej głowy wyparowały wszystkie myśli, bo poczułam jego wargi muskające moje. To było coś dziwnego. Sama nie widziałam co mam o tym sądzić.
   Po chwili blondyn rozłączył nasze wargi i stanął dwa kroki przede mną. Ja nie mogłam wydusić z siebie ani słowa potym co przed chwilą zaszło, ale nie było to w ogóle w żadnym stopniu dla mnie ważne tylko było to coś nowego. Owszem, kiedyś się pocałowałam z chłopakiem, w którym byłam zakochana, ale mieliśmy wtedy po 13 lat i nawet z perspektywy czasu nie można nazwać tego zakochaniem tylko co najwyżej zauroczeniem. Więc ten był moim pierwszym takim prawdziwym pocałunkiem.
   - Wracam do szpitala. Może niedługo się zobaczymy - powiedział i poszedł drogą do budynku, o którym przed chwilą mówił.
   Możliwe, a raczej pewne było, że dla niego też to nie miało żadnego znaczenia, chociaż to on mnie pocałował. Pomimo tego, że nie był to pocałunek taki jak całują się zakochane pary, to nawet po nim mogłam poznać, że bardzo dobrze całuje po mimo mojego znikomego doświadczenia. Miałam nadzieję tylko, że nie będzie się ze mnie śmiał, bo nie lubiłam jak ktoś to robił, nawet gdy było to w żartach.
   Już po chwili padała lekka mrzawka, więc postanowiłam wyjść spod dachu przystanku i pójść wreszcie do tego sklepu, do którego nie zdążyłam jeszcze dojść. Wybrałam odpowiednią drogę i poszłam nią do marketu, ale nie dane chyba mi było dzisiaj dojść do  niego, bo za chwilę spotkałam kolejną osobę. Co za wieczór, już naprawdę.
   - On nie jest dla ciebie - usłyszałam głos za sobą i odwróciłam się, bo go rozpoznałam.
   - Co? - spytałam, choć dobrze zrozumiałam jego słowa. Jacob się do mnie zbliżył, ale na odpowiednią odległość.
   - Powiedziałem, że on nie jest dla ciebie. Niall nie jest odpowiednim chłopakiem, żeby z nim być.
   Domyśliłam się, że musiał widzieć pocałunek, chociaż to było oczywiste. Ale, przecież on zupełnie nic nie znaczył, był bez znaczenia, ale kto w to uwierzy. Nikt, właśnie. Jacob stał z założonymi rękami na piersi. Za kogo on się uważał? Za mojego brata czy ojca? Bo już się pogubiłam w tym wszystkim.
   - Dobra weź daj spokój, bo nie obchodzą mnie twoje gadki - rzuciłam do niego, a on pokręcił głową.
   - A podoba ci się jak twój chłopak pieprzy na boku inne panienki? Lubisz, że jak cię wypieprzy idzie do innej? -patrzyłam na niego i nie wiedziałam zupełnie co mam mu powiedzieć. Pewnie i Niall był taki, że nie umiał być wierny jednej osobie, ale mnie to zupełnie nie obchodziło. Jego łóżko, jego sprawa.
   - Człowieku, ja z nim nie jestem, jeżeli tak bardzo chcesz to wiedzieć.
- Na pewno? Bo jeżeli tak to odetchnąłem z ulgą.

                      ***Oczami Niall'a***

   Odszedłem od Belli i od razu się uśmiechnąłem. Mi się wydawało czy ona była taka naiwna? Miałem wrażenie, że wierzyła we wszystko co powiedziałem. Owszem nie miałem nic do niej, ale ten pocałunek okazał się częścią mojego planu. Chciałbym, aby to wydarzyło się już niedługo. Nie wiem co mnie do tego ciągnęło? Może chciałem zobaczyć jaka jest w łóżku, choć prawdopodobnie jeszcze z nikim nie spała, ale to nieoznaczało, że nie byłaby w tym dobra.
   Przed wróceniem do szpitala miałem zamiar wstąpić jeszcze do sklepu monopolowego po jedną butelkę piwa, którą wypije po drodze. Nikt mi tego nie zabroni. A przy okazji pomyślę nad Bellą co jeszcze zrobić, aby miała do mnie coraz to większe zaufanie, aż w końcu... chyba każdy wie co mam na myśli. A sądząc potym jak chce ze mną codziennie rozmawiać o moich problemach i o wszystkim, nie sądzę, że będzie to trudne. Wystarczy tylko odpowiednio owinąć ją sobie wokół palca, a potem z górki.
   Dochodząc do końca ulicy, doszedłem do sklepu, który się tam znajdował. Wszedłem do środka i zauważyłem stojącą za ladą kobietę w średnim wieku, która wyraźnie była znudzona zajęciem. Podszedłem bliżej i wtedy mnie zauważyła, rozejrzałem się po półkach i zapłaciłem za wybrany alkohol. Otworzyłem go od razu po wyjściu i zrobiłem sporego łyka ze szklanej butelki. Trzymając ją w ręku i popijając, powoli zbliżałem się do szpitala. Równie dobrze mogłem tam nie wracać, lecz wybrałem inną opcję.

~#~
   Powiem tylko, że znów miałam problemy z internetem, ale jest już wszystko dobrze. Rozdział miałam napisany od paru dni, ale nie miałam możliwości go dodać ze względu na ten głupi internet, który nie chciał działać.
   Zapraszam na aska: ask.fm/Juliaa650

5 komentarzy: