Proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem
***Oczami Belli***
Rano obudziły mnie promienie słoneczne, które wdzierały się przez zasłony w moim pokoju. Niechętnie podniosłam powieki, ale szybko zasłoniłam oczy ręką, nie mogąc utrzymać ich przez jasne słońce. Przez chwilę przyzwyczaiałam oczy do światła i je odsłoniłam. Mogłam zobaczyć jak na dworzu kształtuje się ładna pogoda, chociaż było dopiero rano.
Leżałam na łóżku, nie mając ochoty wstać, a w szczególności do szkoły. Nie chodziło o to, że nie lubiłam do niej chodzić, ale miałam dość niektórych ludzi, którzy tam chodzili. Ich zachowanie było po prostu żałosne, zachowywali się jakby byli lepsi od innych, a to tylko, dlatego, że byli bardziej popularni, a takich ludzi nienawidziłam.
Moje rozmyślenia przerwało otwieranie drzwi od mojego pokoju. Skierowałam głowę w stronę tego miejsca, a za chwilę moim oczom ukazał się mój brat, wchodzący do środka. Nie wyglądał on za dobrze, a ja wiedziałam, że za kilka godzin będzie on na głodzie, lecz na razie nie chciałam o tym myśleć. Moją uwagę przykuł wygląd Jake'a, wyglądał on jednym słowem - okropnie.
- Cześć, maluchu - przywitał się i usiadł obok mnie na łóżku. Cały czas mu się przeglądałam i aż po cichu zachichotałam pod nosem, ale tak, żeby nie usłyszał. - Musimy pogadać.
Naprawdę nie chciałam, abyśmy rozmawiali wtedy, kiedy jest on w takim stanie i chodziło mi o to, że chciałabym, aby odpoczął, a potem byśmy mogli dyskutować, bo prawdę mówiąc przyzwyczaiłam się do tych jego gatek.
- Ale możemy to chyba przełożyć na później...
- Nie i nawet nie próbuj się od tego wykręcić - zaczął, a ja już wiedziałam, że nie mam z nim szans, dlatego też odpuściłam. - Więc może mi powiesz co robiłaś o tej porze w takim miejscu? - powiedział, a ja przekręciłam oczami.
- Dobrze wiesz, że wracałam do domu, a chciałam być szybciej, dlatego też wybrałam drogę na skróty - uśmiechnęłam się do niego słodko, wiedziałam, że byłam jego oczkiem w głowie, co często wykorzystywałam.
- Dobrze. Ale obiecaj mi, że nigdy więcej nie będziesz chodziła tamtędy o tej porze, zgoda? Nie wyobrażasz sobie ilu napalonych skurwieli czeka właśnie na taką niewinną dziewczynę, aby.... ją zgwałcić.
To wspaniałe uczucie mieć takiego wspaniałego, starszego brata, który zawsze się o ciebie troszczy, nie ważne co by się zrobiło on zawsze będzie nas wspierał. Bardzo kochałam Jake'a i czasami był on dla mnie ważniejsi niż rodzice, którzy prawie zawsze byli w pracy, a on się mną opiekował. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko jednego, aby rzucił on ten nałóg, który go tak strasznie niszczy. Najbardziej bolało mnie to, że za każdym razem staram się mu uświadamiać, że w końcu może go to zabić, ale to jakby odbijało się o mur. Nic do niego nie docierało.
Właśnie, dlatego chcę iść na ten wolontariat, aby pomagać takim ludziom jak mój brat i pragnę, aby wyszli oni z nałogu i nie byli już uzależnieni. Wiem co to znaczy być uzależnionym od tego świństwa i co się robi gdy jest się na głodzie.
- Jeżeli ja mam ci coś obiecać, to ty także musisz to zrobić - mogłam zobaczyć jak Jake od razu po moich słowach spuszcza głowę, nie chciał mi patrzeć w oczy, to oczywiste. Zawsze tak było jak zaczęłam poruszać ten temat, o którym nigdy nie chciał ze mną mówić.
- Nie, Bella. Nie będę kolejny raz ci tego obiecywał, bo nie chcę cię okłamywać. Wiem, że chcesz, abym z tym skończył, ale ja nie potrafię. Ja jestem uzależniony i nie zmienisz tego, mała. Choćbyś nie wiem jak chciała - nigdy nie widziałam, żeby był on tak poważny przy rozmowie, jak teraz. Był moim kochanym starszym bratem, którego bardzo mocno kochałam.
Było mi go żal, tak okropnie żal. Chciałam, żeby był taki jak kiedyś radosny, cieszący się z życia, może teraz też tak jest, ale tylko gdy weźmie narkotyki. Czułam jak w moich oczach zbierają się łzy, a nie chciałam, aby Jake je widział. Dlatego też wsparłam się na kolanach i wtulilłam głowę w zagłębienie jego szyi, a zaraz potem z moich oczu poleciały pierwsze łzy.
Brunet gładził mnie ręką po plecach, ale to jeszcze bardziej mnie rozczulało i sprawiało, że bardziej płakałam. Chciałam mu pomóc, ale nie miałam pojęcia jak.
- Bella, nie przejmuj się mną, ja sobie poradzę, najważniejsze, abyś ty była szczęśliwa - powiedział i objął moją twarz swoimi dłońmi. - Czemu płaczesz?
- A jak myślisz? Jesteś moim bratem i chcę, abyś był zdrowy i co najważniejsze żył, a kiedy bierzesz to gówno, możesz w każdej chwili przedawkować.
Wszystko co powiedziałam było czystą prawdą. Za każdym razem, myślałam czy Jake wróci do domu. Był on po prostu ważną dla mnie osobą i byłam z nim bardzo związana jako z bratem. Nigdy bym sobie nie wybaczyła gdyby coś mu się stało, a ja bym miała świadomość, że prawie nic nie zrobiłam.
Brunet nie patrzył na mnie, swój wzrok miał wbity w podłogę. Wyraźnie nie miał odwagi na mnie patrzeć, a ja cały czas patrzyłam na niego i czekałam co tym razem mi powie.
- Siostrzyczko wiesz, że cię bardzo kocham i zrobię dla ciebie wszystko, ale nie wiesz jak to jest być uzależnionym od narkotyków. One dają ci rozluźnienie tylko na kilkanaście godzin, a potem wszystko powraca i jest się na głodzie. W pewnym stopniu wiesz co to oznacza. Musisz zrozumieć, że jest cholernie ciężko wyjść z tego, a jeszcze gorzej jest to zrobić... Gdy się nie chce z tym skończyć.
Kiedy usłyszałam ostanie zdanie zrozumiałam, że on tak naprawdę nie chce skończyć z ćpaniem, tylko cały czas mnie okłamywał, a ja jeszcze głupia mu współczułam, że jest mu ciężko. Nie wiedziałam jak mam teraz postąpić, wiedziałam, że nie mogę się od niego odsunąć, bo byłam jedyną osobą, która mu pomagała, ale też byłam na niego trochę zła.
Jake siedział oparty o swoje łokcie z głową w dół. Wiele razy powtarzał mi, abym nie zawracała sobie głowy jego problemami, bo to ja jestem jego młodszą siostrą i to on ma się o mnie martwić i troszczyć, a nie na odwrót.
Oboje róźniliśmy się od siebie, Jake'a kręciły imprezy i zaliczenie dziewczyny w nocy, był on też wybuchowy, lecz nigdy nie podniósł na mnie głosu, ja natomiast byłam spokojna, a za imprezami nieprzeadałam. Pomimo tego, bardzo dobrze się dogadywaliśmy, byliśmy wręcz idealnym rodzeństwem. No może nie zawsze, ale naprawdę była do rzadkość.
***
Wchodząc do szkoły, od razu zobaczyłam grupki osób, które o czymś dyskutowały. Chodziłam do tej szkoły, ale jakoś za bardzo się w niej nie udzielałam, nie miałam takiej potrzeby. Ludzie w niej też nie byli jacyś super fajni, ale mnie to nie obchodziło. Był to budynek, w którym mieściło się liceum i gimnazjum, do którego ja uczęszczałam, do ostatniej klasy.
Kiedy weszłam na dziedziniec szkoły, ponieważ było dzisiaj dość ciepło, ujrzałam Jacob'a, kumpla mojego brata. Tak, tego samego co wczoraj wieczorem. Z ich wszystkich, z którymi zadawał się mój brat, on jeden wydawał mi się być najnormalniejsi, chociaż i tak nie był jakiś super. Był on młodszy od mojego brata, miał 20 lat, z czego wynikało, że poprawiał ostatnią klasę.
Postanowiłam podejść do niego, gdyż stał on sam, na szczęście. Byłam pewna, że jest w podobnym stanie do mojego brata, z małym wyjątkiem, Jacob nie brał narkotyków. Nigdy. Podchodząc bliżej do niego, mogłam zobaczyć, że jest on zamyślony i byłam pewna, że nawet nie zauważył jak do niego podeszłam.
- Hej - powiedziałam, po chwili i dopiero wtedy brunet odwrócił w moją stronę głowę.
- Cześć, mała - uśmiechnął się, a następnie mnie przytulił. Zawsze tak robił, gdy się witaliśmy. - Jak tam braciszek? - zaśmiał się co uczyniłam zaraz po nim.
- A jak myślisz? Jest przeraźliwiony na moim punkcie, myśli, że na każdym kroku może mi się coś stać, albo jak będę przechodziła w nocy przez opuszczone miejsce to jakiś napalony facet mnie zgwałci.
Pokręcił z rozbawieniem głową. Zawsze docinał Jake'owi o tym jaki jest troskliwy wobec mnie, a mnie za każdym razem to śmieszyło. Byłam pewna, że to właśnie jego najbardziej lubiłam ze wszystkich kumpli mojego brata. Był inny niż pozostali. Pomimo tego, że nie był on grzecznym chłopcem, kiedy tylko chciałam mogłam z nim porozmawiać, ale i tak do rozmów pomiędzy nami nie dochodziło zbyt często. Byłam takim typem człowieka, który nie lubił zwierzać się innym ze swoich problemów, wolałam to dusić w sobie niż następnie wysłuchiwać plotek na swój temat.
Staliśmy oboje w ciszy, czasami zerkałam na chłopaka i widziałam, że coś go trapiło, ale nie wiedziałam czy powinnam się wtrącać, nie byłam w końcu jego jakąś przyjaciółką, której mógłby się zwierzać.
- Młoda, wiesz co ci powiem... - zaczął, a ja dałam mu znak, aby kontynuował. - Braciszek ma racje - powiedział, a ja zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Co masz na myśli? - spytałam z niepewnością w głosie, sama nie wiedząc, czemu. Jacob tylko na mnie spojrzał i zwilżył swoje wargi, przyglądając mi się też w tym samym czasie.
- No wiesz, nigdy nie wiadomo co może się przytrafić...
I odszedł, pozostawiając mnie w osłupienie.
Co on miał na myśli?
Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Czy on chciał mnie nastraszyć? Ale szybko wyrzuciłam tę myśl z głowy, przecież był on przyjacielem mojego brata i nigdy by mi nic nie zrobił. Chyba. W mojej głowie powstał mętlik, ale tak szybko jak się pojawił, tak szybko go wyrzuciłam.
Ruszyłam się z miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą rozmawiałam z Jacob'em i skierowałam się w stronę wejścia do szkoły, gdzie za chwilę zabrzmiał dzwonek informujący o zaczynającej się pierwszej lekcji, jaką dla mnie była matematyka, niestety. Ale cóż, co poradzić.
~#~
Uff, napisałam drugi rozdział. Końcówka szła mi maskarycznie, kompletny brak weny :/ Wiem, że mój styl pisania jak i ogół pozostawiają dużo do życzenia, ale musicie mi wybaczyć, dopiero zaczynam :D
Chcę wam powiedzieć, że na blogu znajduje się zakładka 'Informowani', gdzie możecie podawać swoje aski, aby być powiadomionym o rozdziale. Ale to dotyczy tylko aska, niczego więcej.
Chciałabym was prosić o komentowanie rozdziałów. Wiem, że nie każdy lubi to robić, sama nie lubię, ale to robię, bo wiem jakie to ważne dla autorki. Wam to zajmie tylko kilka sekund, a mnie bardzo uszczęśliwi i zmotywuje jeszcze bardziej do pisania :) Również pragnę jeżeli nie widzieliście jeszcze zwiastunu, abyście go obejrzeli. Zakładka 'Zwiastun'
No to tyle. Zapraszam was na mojego aska. Możecie zadawać mi przeróżne pytania, a ja na wszystkie z chęcią odpowiem :D
ask.fm/Juliaa650
P.s Przepraszam za długość, następny będzie dłuższy
niedziela, 24 maja 2015
środa, 20 maja 2015
Rozdział 1
Brunetka przemierzała ciemne ulice Londynu, w celu znalezienia się w swoim domu. Na dworze panował mrok, a wszystko wokoło oświetlały piękne lampy, znajdujące się przy krańcach chodnika. Dzięki temu, ukształtował się piękny krajobraz, mimo, że bardzo sztuczny.
Nie mijała ona prawie żadnej żywej duszy, tylko co jakiś czas ukazała się jakaś grupka pijanych nastolatków. Dziewczyna miała w sobie takie coś, że zawsze gdy zobaczyła człowieka, który potrzebował pomocy, chciała mu pomóc i nieważne było to na jakie niebezpieczeństwo mogła się przez to wpakować.
Weszła do najbardziej opuszczonej części miasta, ponieważ niemiała ochoty wracać jeszcze do domu. Gdy tylko tam się znalazła w jej oczy rzuciła się postać siedzącego na ziemi chłopaka. Jego głowa spuszczona była w dół, a jego ciało, wyglądało tak jakby każda jego część pochodziła z kąś indziej. Isabella zatrzymała się na chwilę i przypatrywała się chłopakowi. Nie była pewna czy podejść do niego, lecz po kilku sekundach zastanawianiu się postanowiła zaryzykować. Nigdy nie kalkulowała takiej sytuacji, ale teraz czuła, że chłopak może nie być zbyt miły.
- Nic ci nie jest? - spytała, ale gdy tylko napotkała wzrok chłopaka, od razu tego pożałowała. Może nie była to jasna pora dnia, lecz ona doskonale zauważyła jego powiększone źrenice. Mimo tego, że kochała pomagać innym, to tym razem po prostu się go przestraszyła.
- Nie twój interes, dziewczynko. Radzę ci wracać do domku, bo tu może stać ci się krzywda - powiedział, bardzo ostrym tonem, lecz niezrozumiała tego jako groźbę, tylko... ostrzeżenie.
- Chciałam tylko... - nie zdążyła dokończyć, bo chłopak gwałtownie jej przerwał.
- Nie słyszałaś co ci powiedziałem?! Spieprzaj stąd, mała - ostatnie zdanie nie mal krzyknął, ale nie dlatego postanowiła odejść, po prostu tak dobrze znała to uzależnienie, że nie chciała się nikomu narażać, kto jest uzależniony od narkotyków.
Spojrzała ostatni raz na chłopaka, a potem odeszła w swoim kierunku. Nie wiedziała, dlaczego, ale czuła w sobie coś takiego, coś co kazało jej za wszelką cene pomóc temu chłopakowi, pomimo tego, że go nie znała. Po prostu jakaś wewnętrzna moc jej to mówiła, a ona nie potafiła tego zrozumieć.
Niall w dalszym ciągu siedział naćpany i pijany pod jakimś budynkiem, a w głowie słyszał cały czas jakieś szmery, co go coraz bardziej denerwowało. Kiedy był w takim stanie, nie obchodził go jego wygląd. Jego grzywka, która w totalnym nieładzie opadała na jego czoło przez co zasłaniała jego niebieskie oczy i ciuchy, które noszone przez cały dzień i mokre od deszczu, były po prostu brudne. W takich monentach liczyło się dla niego to, że może wziąć działke i napić się piwa. To mu wystarczało.
A dziewczyna, która przed chwilą do niego podeszła sprawiła, że lekko się zdenerwował. Może nic takiego nie zrobiła, ale faktem było, że nie lubił kiedy ktoś wtrącał się w jego życie. Był przyzwyczajony do radzenia sobie samemu i nigdy nie liczył na żadną pomoc z czyjeś strony.
***Oczami Isabelli***
Podąrzałam w dalszym ciągu w kierunku swojego domu. Nie mogłam zapomnieć o chłopaku, którego spotkałam parenaście minut temu, ale wiedziałam, że muszę się postarać, bo go nie znam i nie będę miała nawet w jaki sposób mu pomóc, chyba, że zdażyłby się jakiś cud.
Odgarnęłam swoje długie, czarne włosy na jedną stronę, przy tym też je przeczesując palcami. Po chwili jednak ustanęłam i lekko przymrużyłam oczy, nie byłam na początku tego pewna, lecz szybko zorientowałam się, że mam rację. Niedaleko mnie stała grupka chłopaków, normalnie nie zwróciłabym na nich uwagi, ale był tam też mój brat. Zrobiło mi się przykro, że kolejny raz Jake, kiedy coś mi obiecał nie dotrzymał słowa.
Nie czekałam długo i po kilku chwilach zaczęłam się do nich zbliżać. Gdy byłam już w nie tak dużej odległości, kumple mojego brata od razu mnie poznali.
- Kogo my tu mamy - powiedział jeden z nich, na co tylko przekręciłam oczami - Ale nie wiem czy wiesz, że o tej porze chodzenie nie jest bezpieczne, w szczególności dla takiej dziewczynki, jak ty - dodał, a ja się lekko zaśmiałam, wtedy zobaczyłam jak ten sam chłopak, Jacob podchodzi do mnie.
- Z daleka odemnie - powiedziałam, czym wywołałam śmiech u reszty chłopaków, co mnie za bardzo nieinteresowało. Nie miałam nic do nich, bo nic mi nie zrobili, ale nie lubiłam ich jako towarzystwa. Wydawali mi się nieciekawimi ludźmi.
- Mała co tu robisz? - spytał, Jake. Podchodząc do mnie na bliższą odległość, tak, że mogłam doskonale wyczuć od niego alkohol. Ja, w przeciwieństwie do wielu osób nie lubiłam tego zapachu, który aż mnie odpychał.
- Idę, jak widzisz - odparłam, i przerzuciłam swój ciężar ciała na prawą nogę. Mogłam zobaczyć jak kumple Jake'a lustrują moje ciało od góry do dołu, ale nie interesowało mnie to zbytnio. Najchętniej mogłabym dać każdemu po kolei plaskacza.
- Przecież widzę, ale co tu robisz. Jest przed dziesiątą - wiedziałam, że mój brat zawsze się o mnie martwi, ale skoro tak jest to powinien szanować moje zdanie, ale najwyraźniej ma je w dupie.
- Wracam do domu i poraz kolejny chciałabym ci przypomnieć, że nie mam już 6 lat, tylko 16 - uśmiechnęłam się słodko, wiedziałam, że gdy tylko Jake wytrzeźwieje będzie ze mną rozmawiał na wszystkie możliwe tematy o niebezpieczeństwie czyhającym na mnie na każdym kroku. I to ceniłam w nim najbardziej, mógłby mieć mnie w dupie, a tak nie było i wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
- Bella ma racje. Daj jej trochę luzu - powiedział, któryś z chłopaków, ale ja nie byłam w stanie rozpoznać, który to.
- Nie wtrącaj się! To jest moja siostra i nie chcę, aby coś jej się stało. Więc skarbie rusz tyłek i idziemy - skierował ostatnie zdanie w moją stronę, na co ja zachichotałam cicho. Nie z powodu słów, ale z powodu stanu w jakim się znajdował, bo w każdej chwili mógł się wywrócić.
- Ale ja nigdzie z tobą nie idę. Spójrz na siebie, przecież ty się ledwo trzymasz na nogach. A ja doskonale poradzę sobie sama. Jestem pewna, że sama jestem bezpieczniejsza, niż z tobą - odparłam, w zamian otrzymując głośne westchnienie bruneta. Wiedział już, że ze mną nie wygra.
- No dobrze. Ale uważaj na siebie - powiedział, a ja w odpowiedzi mu zasultowałam czym rozbawiłam resztę towarzystwa. Mi samej zachciało się śmiać, tylko Jake był poważny.
***
Po niespełna 20 minutach dotarłam do domu, gdzie od razu mogłam zauważyć, że moi rodzice są w domu, bowiem paliło się światło w salonie. Ja w przeciwieństwie do reszty nastolatków w swoim wieku ceniłam swoich rodziców i byłam im za wszystko wdzięczna, bo gdyby nie oni, nie miałabym nic. I z jak największej siły chciałam się im odwdzięczyć i robić wszystko tak, aby byli ze mnie dumni.
Chwytając za klamkę pociągnęłam drzwi w moją stronę, poczym weszłam do środka. Od samego progu dało słyszeć się głośną rozmowę pomiędzy moimi rodzicami, lecz z pojedynczych słów nie mogłam zrozumieć o co może chodzić. Dlatego też pospiesznie zdjęłam buty, a kurteczke powiesiłam, poczym szybkim, ale spokojnym krokiem udałam się do salonu.
- Cześć - przywitałam się, a następnie usiadłam na fotelu. Pomimo mojego starania nie mogłam nic odczytać z wyrazu twarzy moich rodziców.
- Cześć, córko - powiedział mój ojciec, poczym przez kilka chwil wpatrywał się we mnie.
- Nie wiem, mam coś na twarzy? - spytałam, bo trochę mnie to irytowało.
- Posłuchaj. Rozmawialiśmy właśnie z tatą w sprawie twojego wolontariatu - zaczęła, a ja już mogłam poczuć radość w swoim ciele i szybsze bicie serca. Tak bardzo chciałam, aby się zgodzili. - I nie jesteśmy do końca do tego przekonani - dokończyła, a ze mnie cała nadzieja zgasła. Oboje dobrze wiedzieli, że było to dla mnie ważne, bardzo ważne, ale żadne z nich najwyraźniej nie mogło tego zrozumieć.
Widziałam jak matka patrzy na mnie ze smutnym wyrazem twarzy, natomiast ojciec był jej zupełnym przeciwieństwem. Owszem, miałam surowych rodziców, ale oprócz tego wiedziałam, że się o mnie martwią. Ale teraz, nie mieli do tego żadnych uzasadnionych podstaw. Ja nie widziałam w tym nic złego, ani tym bardziej niebezpiecznego. Była to dla mnie zwyczajna pomoc ludziom, którzy jej potrzebowali, a ja zwyczajnie nie mogłam patrzeć na ich cierpienie.
- Ale możecie mnie zrozumieć?! Dla mnie jest to cholernie ważne, jak nic innego na tym świecie. I chyba, jeżeli jestem waszą córką powinniście się zgodzić i mnie w tym wapierać.
Może i źle robiłam, że w taki sposób chciałam ich zmusić do zgody na mój wolontariat, ale nie widziałam innego sposobu. Wiedziałam też, że mojej mamie zmiękczy się serce i będzie namawiać ojca, aby nie był już temu przeciwny, bo co jak co, ale pewne było to, że zależy jej na moim szczęściu. A szczęśliwa będę, na tym wolontariacie.
Wzrok cały czas miałam wbity w dwie osoby, które siedziały zaraz obok mnie. Widziałam jak wymieniają się spojrzeniami, ale za nic nie mogłam nic z tego wywnioskować
- Mogłabyś ściszyć ton, bo nie zamierzam wysłuchiwać jak moja 16-letnia córka się na mnie wydziera - powiedział surowym tonem ojciec. - A wracając do tej sprawy. Chciałbym ci powiedzieć, że jeżeli o tym jeszcze nie wiesz, to martwimy się o ciebie wraz z mamą i nie chcielibyśmy, abyś zniszczyła swoją psychikę patrząc na te osoby, a co gorsza sama się w to wciągnęła, dlatego właśnie mamy co do tego wątliwości - wsłuchiwałam się w jego słowa jak nigdy do tej pory. Chciałam wiedzieć, dlaczego nie pozwalają mi robić tego co chcę. - I nie chcemy, aby stała ci się krzywda - zakończył swoją wyowiedź. Rozumiałam to wszytko. Może wiele dorosłych osób powiedziałoby, że nie, ale to nieprawda. Ja chciałam, aby moi rodzice się o mnie aż tak nie martwili, a dali mi trochę wolności.
- A jeżeli bym wam obiecała, że będę na siebie uwarzać i gdyby działo się tylko coś złego powiadomiłabym kogoś kto tam pracuje, to byście się zgodzili? - spytałam, mając w głębi duszy ogromną nadzieję, że usłyszę z ich ust, te słowa, które chcę usłyszeć.
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje, córko - zabrała głos moja mama. - My tylko nie chcemy, aby stała ci się krzywda, czy nie możesz tego zrozumieć?
Wtedy po prostu nie wiedziałam co mam już powiedzieć, jakich argumentów mam użyć, aby ich przekonać. Czułam, że każde wypowiedziane przeze mnie słowo, wogóle do nich nie dochodzi, a odbija się jak o mur.
- Nie, wyobraź sobie, że nie rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego nie chcecie mi pozowlić, skoro wiecie, że mi na tym bardzo mocno zależy. Dla mnie jest to teraz priorytet. Może uznacie mnie za 16-letnią gówniarę, która nic nie wie o życiu i może macie rację, bo aż tak dużo nie przeżyłam, ale o TYM wiem bardzo dużo, dlatego proszę was, abyście się zgodzili, bo chcę pomagać takim właśnie ludziom - powiedziałam, wszystko na jednym tchu. Czułam na sobie wzrok rodziców, ale za bardzo nie zwracałam na to uwagi. Targała mną teraz czysta złość, nic więcej.
Poprawiłam się wygodnie na fotelu, poczym założyłam ręce na piersi i wpatrywałam się w podłogę. Czekałam na jakąkolwiek odpowiedź z ich strony, lecz oni specjalnie milczeli, czym jeszcze bardziej mnie denerwowali. W sumie, pomimo tego, że nie byłam nastolatką, która dość często sprzeciwiała się rodzicom, to oni bardzo mocno działali mi na nerwy i to dość często. Chcieli ze mnie zrobić swoją kopie, a ja tego nie chciałam. Nie chciałam być taka jak oni. Miałam swój świat, w którym było mi dobrze, ale miałam również marzenia, które chciałabym spełnić w przyszłości, a jeżeli byłabym taka jak rodzice, wiedziałam, że byłabym nieszczęśliwa.
Naszą ciszę, która panowała w salonie, przerwało przekręcanie klucza w drzwiach wejściowych. Doskonale wiedziałam kto to, mógłbyć to tylko mój brat. Cieszyłam się, że przyszedł on już do domu, bo nie chciałam, aby przebywał w towarzystwie tych swoich kumpli. Po chwili ukazała się nam postać Jake'a. Chłopak był dość pijany, co zauważyłam już przed godziną, ale pomimo tego na jego ustach tkwił uśmiech.
- Jake, jak ty do cholery wyglądasz?! Masz świadomość, że swoim postępowaniem przynosisz naszej rodzinie wstyd?! - wrzasnął od razu nasz ojciec. Nienawidziłam, kiedy mieli do niego pretensje, bo tak naprawdę nic o nim nie wiedzieli, a jedyną osobą, która była przy nim i go wspierała, byłam ja.
- Przestań, to jest moje życie i będę zachowywał się i robił to co chcę. A nikomu, w szczególności wam, nie jest nic do tego - powiedział, poczym puścił do mnie oczko. Nigdy, ale to nigdy o mnie nie zapominał, nawet gdy miał dużo swoich problemów, a ja chciałam mu się tym samym odpłacić.
- Jeszcze nie skończyłem, Jake.
- Ale ja tak - odpowiedział brunet, kierując się schodami na górę. Zachichotałam pod nosem z postawy mojego brata, lecz nie uszło to uwadze moich rodziców.
- Tak cię śmieszy postawa twojego brata, tak? A może chcesz skończyć jak on? Chcesz być zwykłą ćpunką? Bo widzę, że podoba ci się jego zachowanie - prychnęłam pod nosem. Czasami byli oni w porządku, ale czasami przechodzili samych siebie, tak jak teraz.
Ignorując spojrzenia rodziców, udałam się bez niczego na górę, prosto do swojego pokoju. Nadal nie mogłam zrozumieć ich postawy do mojego wolontariatu, wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, aby go zacząć i to jak najszybciej, innej opcji nie byłam w stanie sobie wyobrazić, nie w tym przypadku.
Wchodząc do swojego pokoju, trzasnęłam z impetem drzwiami, chciałam im pokazać, że nie podzielam ich zdania i to się nie zmieni.
***Oczami Niall'a***
Nadal siedziałem na brudnym chodniku. Czułem, że z każdą chwilą coraz bardziej odpływam i nie kontaktuję rzeczywistego świata. Nic do mnie nie docierało. Były tylko narkotyki i ja, nic więcej. Nawet nie ruszał mnie deszcz, który powoli zaczynał padać. Widziałam jak co jakiś czas przechodzą obok mnie ludzie i patrzą na mnie, ale za pewne nikt z nich nie wie jak ja się czułem. Mogli uznać mnie za zwykłego ćpuna i mieli racje, byłem nim i nawet nie miałem zamiaru zaprzeczać.
Kiedy moje powieki zaczęły się lekko przymykać, usłyszałem kroki, które nagle się zatrzymały, a następnie uderzenie w moją nogę. Niechętnie podniosłem głowę do góry i ujrzałem dwóch policjantów, od razu prychnąłem.
- Nie jest to łóżko, młody człowieku, więc lepiej wracaj teraz do domu - powiedział jeden z nich, a na mnie jego słowa nie zrobiły większego wrażenia. Nie zamierzałem podnosić się z chłodnego chodnika. - Nie słyszałeś co do ciebie mówiłem?!
- Głuchy nie jestem - odparłem. - Skoro tak uważasz, to wstań i idź do domu. Chyba, że wolisz mieszkać na ulicy, jak te ćpuny - zaśmiał się, czym podniósł mi ciśnienie.
Zacisnęłem pięści i powoli wstałem z chodnika, przy tym się chwiejąc. Byłem naćpany, ale nawet w takim stanie, nie pozwolę siebie, bądź co bądź, obrażać. Kiedy stałem już na nogach, mogłem zobaczyć, że jestem z nimi mniej więcej w tym samym wzroście, ale nie sprawiało mi to różnicy. Po krótkiej chwili wymierzyłem cios prosto w szczękę, jednemu z nich, przez co się zachwiał, lecz zdołał utrzymać się na nogach. Niedługo potym poczułem na swoich nadgarstkach kajdanki, a ja wiedziałem co mnie znowu czeka.
- To się teraz doigrałeś - powiedział i odwrócił mnie w stronę, w którą zaraz ruszyliśmy, jak przypuszczałem do radiowozu.
Kątem oka widziałem jak ten drugi cały czas trzyma się w obolałe miejsce, czym sprawiał mi satysfakcję, a ja nawet przez chwilę tego nie żałowałem i mógłbym powtórzyć to drugi raz, bez żadnych skrupułów.
Z moich rozmyśleń wyrwało mnie szarpnięcie moim ciałem, a ja moglem ujrzeć, że znalazłem się w radjowozie, a miejsce obok mnie zajął policjant, którego kilka minut temu uderzyłem.
- A teraz lepiej zachowuj się normalnie, bo może to się źle dla ciebie skończyć - powiedział drugi, kiedy wsiadł za kierownicę, a ja tylko prychnęłem pod nosem.
- A kim ja jestem, żeby słuchać się psów? To raczej one powinni się mnie słuchać - powiedziałem i wyszarpałem się z uścisku, jednego z nich.
- Może i jesteśmy psami, ale wolimy to niż bycie ćpunami, takimi jak ty, którzy nie mają żadnych perspektyw na życie - powiedział i oboje zaśmiali się pod nosem, ale ja nie zamierzałem reagować.
***
Kilkanaście minut później, samochód zatrzymał się pod komisariatem, a ja już wcześniej wiedziałem, że dzisiejszą noc spędzę właśnie tutaj, a dla mnie nie było to żadną nowością.
Wchodząc do budynku, od razu do moich uszu trafił szmer rozmów. Mogłem zobaczyć jak policjanci szarpią się z ludźmi w moim wieku, a nawet młodszymi. Nie byli to tylko chłopacy, ale także dziewczyny, na których widok zawsze mnie odpychało. Nie miałem nic do nich, ale same ich zachowanie mnie odrażało.
- Kogo my tu mamy - zaczął posterunkowy, który nie wyłonił głowy zza papierów na biurku, dopiero po chwili to zrobił. - O, Horan. Wcale nie dziwię się, że cię tu widzę. To twoje stałe miejsce pobytu.
Nieodpowiedziałem, nie miałem ochoty wdawać się z nimi w żadne dyskusje. Czekałem tylko aż wsadzą mnie do celi, a ja nie będę musiał patrzeć na ich psie gęby.
- Dobra, wsadźcie go do celi - powiedział posterunkowy, a zaraz jeden z policjantów, który mnie tu zgarnął, pociągnął mnie w stronę jednego z pomieszczeń. Próbowałem się mu wyszarpać, ale na nic się to zdało. Miał on przewagę taką, że ja miałem na rękach kajdanki, a on był wolny.
- No to tu spędzisz najbliższą noc, a być może nie tylko - popchnął mnie do środka, a ja nawet nic nie zrobiłem. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, przez wzięte narkotyki i alkohol.
Kiedy upadłem na brudną podłogę, przypomniałem sobie o dziewczynie, która zaczepiła mnie z dwie godziny temu. Nie wiedziałem, dlaczego chciała ze mną rozmawiać. Ze zwykłym ćpunem, a w szczególności, że jej nie znałem, ani ona mnie. Samym wyglądem mogłem ją, przecież odstraszyć.
~#~
Witam was, oto pierwszy rozdział na moim pierwszym blogu haha Liczę na to, że rozdział jak i całe opowiadanie przypadnie wam do gustu :)
Chciałabym was niezmiernie prosić o komentowanie, nawet zwykła kropka potrafi zdziałać cuda. A każdy komentarz daje niewyobrażalną chęć do pisania :D PROSZĘ O KOMENTOWANIE
P.s Zapraszam wszystkich na mojego aska ask.fm/Julciaq650
Nie mijała ona prawie żadnej żywej duszy, tylko co jakiś czas ukazała się jakaś grupka pijanych nastolatków. Dziewczyna miała w sobie takie coś, że zawsze gdy zobaczyła człowieka, który potrzebował pomocy, chciała mu pomóc i nieważne było to na jakie niebezpieczeństwo mogła się przez to wpakować.
Weszła do najbardziej opuszczonej części miasta, ponieważ niemiała ochoty wracać jeszcze do domu. Gdy tylko tam się znalazła w jej oczy rzuciła się postać siedzącego na ziemi chłopaka. Jego głowa spuszczona była w dół, a jego ciało, wyglądało tak jakby każda jego część pochodziła z kąś indziej. Isabella zatrzymała się na chwilę i przypatrywała się chłopakowi. Nie była pewna czy podejść do niego, lecz po kilku sekundach zastanawianiu się postanowiła zaryzykować. Nigdy nie kalkulowała takiej sytuacji, ale teraz czuła, że chłopak może nie być zbyt miły.
- Nic ci nie jest? - spytała, ale gdy tylko napotkała wzrok chłopaka, od razu tego pożałowała. Może nie była to jasna pora dnia, lecz ona doskonale zauważyła jego powiększone źrenice. Mimo tego, że kochała pomagać innym, to tym razem po prostu się go przestraszyła.
- Nie twój interes, dziewczynko. Radzę ci wracać do domku, bo tu może stać ci się krzywda - powiedział, bardzo ostrym tonem, lecz niezrozumiała tego jako groźbę, tylko... ostrzeżenie.
- Chciałam tylko... - nie zdążyła dokończyć, bo chłopak gwałtownie jej przerwał.
- Nie słyszałaś co ci powiedziałem?! Spieprzaj stąd, mała - ostatnie zdanie nie mal krzyknął, ale nie dlatego postanowiła odejść, po prostu tak dobrze znała to uzależnienie, że nie chciała się nikomu narażać, kto jest uzależniony od narkotyków.
Spojrzała ostatni raz na chłopaka, a potem odeszła w swoim kierunku. Nie wiedziała, dlaczego, ale czuła w sobie coś takiego, coś co kazało jej za wszelką cene pomóc temu chłopakowi, pomimo tego, że go nie znała. Po prostu jakaś wewnętrzna moc jej to mówiła, a ona nie potafiła tego zrozumieć.
Niall w dalszym ciągu siedział naćpany i pijany pod jakimś budynkiem, a w głowie słyszał cały czas jakieś szmery, co go coraz bardziej denerwowało. Kiedy był w takim stanie, nie obchodził go jego wygląd. Jego grzywka, która w totalnym nieładzie opadała na jego czoło przez co zasłaniała jego niebieskie oczy i ciuchy, które noszone przez cały dzień i mokre od deszczu, były po prostu brudne. W takich monentach liczyło się dla niego to, że może wziąć działke i napić się piwa. To mu wystarczało.
A dziewczyna, która przed chwilą do niego podeszła sprawiła, że lekko się zdenerwował. Może nic takiego nie zrobiła, ale faktem było, że nie lubił kiedy ktoś wtrącał się w jego życie. Był przyzwyczajony do radzenia sobie samemu i nigdy nie liczył na żadną pomoc z czyjeś strony.
***Oczami Isabelli***
Podąrzałam w dalszym ciągu w kierunku swojego domu. Nie mogłam zapomnieć o chłopaku, którego spotkałam parenaście minut temu, ale wiedziałam, że muszę się postarać, bo go nie znam i nie będę miała nawet w jaki sposób mu pomóc, chyba, że zdażyłby się jakiś cud.
Odgarnęłam swoje długie, czarne włosy na jedną stronę, przy tym też je przeczesując palcami. Po chwili jednak ustanęłam i lekko przymrużyłam oczy, nie byłam na początku tego pewna, lecz szybko zorientowałam się, że mam rację. Niedaleko mnie stała grupka chłopaków, normalnie nie zwróciłabym na nich uwagi, ale był tam też mój brat. Zrobiło mi się przykro, że kolejny raz Jake, kiedy coś mi obiecał nie dotrzymał słowa.
Nie czekałam długo i po kilku chwilach zaczęłam się do nich zbliżać. Gdy byłam już w nie tak dużej odległości, kumple mojego brata od razu mnie poznali.
- Kogo my tu mamy - powiedział jeden z nich, na co tylko przekręciłam oczami - Ale nie wiem czy wiesz, że o tej porze chodzenie nie jest bezpieczne, w szczególności dla takiej dziewczynki, jak ty - dodał, a ja się lekko zaśmiałam, wtedy zobaczyłam jak ten sam chłopak, Jacob podchodzi do mnie.
- Z daleka odemnie - powiedziałam, czym wywołałam śmiech u reszty chłopaków, co mnie za bardzo nieinteresowało. Nie miałam nic do nich, bo nic mi nie zrobili, ale nie lubiłam ich jako towarzystwa. Wydawali mi się nieciekawimi ludźmi.
- Mała co tu robisz? - spytał, Jake. Podchodząc do mnie na bliższą odległość, tak, że mogłam doskonale wyczuć od niego alkohol. Ja, w przeciwieństwie do wielu osób nie lubiłam tego zapachu, który aż mnie odpychał.
- Idę, jak widzisz - odparłam, i przerzuciłam swój ciężar ciała na prawą nogę. Mogłam zobaczyć jak kumple Jake'a lustrują moje ciało od góry do dołu, ale nie interesowało mnie to zbytnio. Najchętniej mogłabym dać każdemu po kolei plaskacza.
- Przecież widzę, ale co tu robisz. Jest przed dziesiątą - wiedziałam, że mój brat zawsze się o mnie martwi, ale skoro tak jest to powinien szanować moje zdanie, ale najwyraźniej ma je w dupie.
- Wracam do domu i poraz kolejny chciałabym ci przypomnieć, że nie mam już 6 lat, tylko 16 - uśmiechnęłam się słodko, wiedziałam, że gdy tylko Jake wytrzeźwieje będzie ze mną rozmawiał na wszystkie możliwe tematy o niebezpieczeństwie czyhającym na mnie na każdym kroku. I to ceniłam w nim najbardziej, mógłby mieć mnie w dupie, a tak nie było i wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
- Bella ma racje. Daj jej trochę luzu - powiedział, któryś z chłopaków, ale ja nie byłam w stanie rozpoznać, który to.
- Nie wtrącaj się! To jest moja siostra i nie chcę, aby coś jej się stało. Więc skarbie rusz tyłek i idziemy - skierował ostatnie zdanie w moją stronę, na co ja zachichotałam cicho. Nie z powodu słów, ale z powodu stanu w jakim się znajdował, bo w każdej chwili mógł się wywrócić.
- Ale ja nigdzie z tobą nie idę. Spójrz na siebie, przecież ty się ledwo trzymasz na nogach. A ja doskonale poradzę sobie sama. Jestem pewna, że sama jestem bezpieczniejsza, niż z tobą - odparłam, w zamian otrzymując głośne westchnienie bruneta. Wiedział już, że ze mną nie wygra.
- No dobrze. Ale uważaj na siebie - powiedział, a ja w odpowiedzi mu zasultowałam czym rozbawiłam resztę towarzystwa. Mi samej zachciało się śmiać, tylko Jake był poważny.
***
Po niespełna 20 minutach dotarłam do domu, gdzie od razu mogłam zauważyć, że moi rodzice są w domu, bowiem paliło się światło w salonie. Ja w przeciwieństwie do reszty nastolatków w swoim wieku ceniłam swoich rodziców i byłam im za wszystko wdzięczna, bo gdyby nie oni, nie miałabym nic. I z jak największej siły chciałam się im odwdzięczyć i robić wszystko tak, aby byli ze mnie dumni.
Chwytając za klamkę pociągnęłam drzwi w moją stronę, poczym weszłam do środka. Od samego progu dało słyszeć się głośną rozmowę pomiędzy moimi rodzicami, lecz z pojedynczych słów nie mogłam zrozumieć o co może chodzić. Dlatego też pospiesznie zdjęłam buty, a kurteczke powiesiłam, poczym szybkim, ale spokojnym krokiem udałam się do salonu.
- Cześć - przywitałam się, a następnie usiadłam na fotelu. Pomimo mojego starania nie mogłam nic odczytać z wyrazu twarzy moich rodziców.
- Cześć, córko - powiedział mój ojciec, poczym przez kilka chwil wpatrywał się we mnie.
- Nie wiem, mam coś na twarzy? - spytałam, bo trochę mnie to irytowało.
- Posłuchaj. Rozmawialiśmy właśnie z tatą w sprawie twojego wolontariatu - zaczęła, a ja już mogłam poczuć radość w swoim ciele i szybsze bicie serca. Tak bardzo chciałam, aby się zgodzili. - I nie jesteśmy do końca do tego przekonani - dokończyła, a ze mnie cała nadzieja zgasła. Oboje dobrze wiedzieli, że było to dla mnie ważne, bardzo ważne, ale żadne z nich najwyraźniej nie mogło tego zrozumieć.
Widziałam jak matka patrzy na mnie ze smutnym wyrazem twarzy, natomiast ojciec był jej zupełnym przeciwieństwem. Owszem, miałam surowych rodziców, ale oprócz tego wiedziałam, że się o mnie martwią. Ale teraz, nie mieli do tego żadnych uzasadnionych podstaw. Ja nie widziałam w tym nic złego, ani tym bardziej niebezpiecznego. Była to dla mnie zwyczajna pomoc ludziom, którzy jej potrzebowali, a ja zwyczajnie nie mogłam patrzeć na ich cierpienie.
- Ale możecie mnie zrozumieć?! Dla mnie jest to cholernie ważne, jak nic innego na tym świecie. I chyba, jeżeli jestem waszą córką powinniście się zgodzić i mnie w tym wapierać.
Może i źle robiłam, że w taki sposób chciałam ich zmusić do zgody na mój wolontariat, ale nie widziałam innego sposobu. Wiedziałam też, że mojej mamie zmiękczy się serce i będzie namawiać ojca, aby nie był już temu przeciwny, bo co jak co, ale pewne było to, że zależy jej na moim szczęściu. A szczęśliwa będę, na tym wolontariacie.
Wzrok cały czas miałam wbity w dwie osoby, które siedziały zaraz obok mnie. Widziałam jak wymieniają się spojrzeniami, ale za nic nie mogłam nic z tego wywnioskować
- Mogłabyś ściszyć ton, bo nie zamierzam wysłuchiwać jak moja 16-letnia córka się na mnie wydziera - powiedział surowym tonem ojciec. - A wracając do tej sprawy. Chciałbym ci powiedzieć, że jeżeli o tym jeszcze nie wiesz, to martwimy się o ciebie wraz z mamą i nie chcielibyśmy, abyś zniszczyła swoją psychikę patrząc na te osoby, a co gorsza sama się w to wciągnęła, dlatego właśnie mamy co do tego wątliwości - wsłuchiwałam się w jego słowa jak nigdy do tej pory. Chciałam wiedzieć, dlaczego nie pozwalają mi robić tego co chcę. - I nie chcemy, aby stała ci się krzywda - zakończył swoją wyowiedź. Rozumiałam to wszytko. Może wiele dorosłych osób powiedziałoby, że nie, ale to nieprawda. Ja chciałam, aby moi rodzice się o mnie aż tak nie martwili, a dali mi trochę wolności.
- A jeżeli bym wam obiecała, że będę na siebie uwarzać i gdyby działo się tylko coś złego powiadomiłabym kogoś kto tam pracuje, to byście się zgodzili? - spytałam, mając w głębi duszy ogromną nadzieję, że usłyszę z ich ust, te słowa, które chcę usłyszeć.
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje, córko - zabrała głos moja mama. - My tylko nie chcemy, aby stała ci się krzywda, czy nie możesz tego zrozumieć?
Wtedy po prostu nie wiedziałam co mam już powiedzieć, jakich argumentów mam użyć, aby ich przekonać. Czułam, że każde wypowiedziane przeze mnie słowo, wogóle do nich nie dochodzi, a odbija się jak o mur.
- Nie, wyobraź sobie, że nie rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego nie chcecie mi pozowlić, skoro wiecie, że mi na tym bardzo mocno zależy. Dla mnie jest to teraz priorytet. Może uznacie mnie za 16-letnią gówniarę, która nic nie wie o życiu i może macie rację, bo aż tak dużo nie przeżyłam, ale o TYM wiem bardzo dużo, dlatego proszę was, abyście się zgodzili, bo chcę pomagać takim właśnie ludziom - powiedziałam, wszystko na jednym tchu. Czułam na sobie wzrok rodziców, ale za bardzo nie zwracałam na to uwagi. Targała mną teraz czysta złość, nic więcej.
Poprawiłam się wygodnie na fotelu, poczym założyłam ręce na piersi i wpatrywałam się w podłogę. Czekałam na jakąkolwiek odpowiedź z ich strony, lecz oni specjalnie milczeli, czym jeszcze bardziej mnie denerwowali. W sumie, pomimo tego, że nie byłam nastolatką, która dość często sprzeciwiała się rodzicom, to oni bardzo mocno działali mi na nerwy i to dość często. Chcieli ze mnie zrobić swoją kopie, a ja tego nie chciałam. Nie chciałam być taka jak oni. Miałam swój świat, w którym było mi dobrze, ale miałam również marzenia, które chciałabym spełnić w przyszłości, a jeżeli byłabym taka jak rodzice, wiedziałam, że byłabym nieszczęśliwa.
Naszą ciszę, która panowała w salonie, przerwało przekręcanie klucza w drzwiach wejściowych. Doskonale wiedziałam kto to, mógłbyć to tylko mój brat. Cieszyłam się, że przyszedł on już do domu, bo nie chciałam, aby przebywał w towarzystwie tych swoich kumpli. Po chwili ukazała się nam postać Jake'a. Chłopak był dość pijany, co zauważyłam już przed godziną, ale pomimo tego na jego ustach tkwił uśmiech.
- Jake, jak ty do cholery wyglądasz?! Masz świadomość, że swoim postępowaniem przynosisz naszej rodzinie wstyd?! - wrzasnął od razu nasz ojciec. Nienawidziłam, kiedy mieli do niego pretensje, bo tak naprawdę nic o nim nie wiedzieli, a jedyną osobą, która była przy nim i go wspierała, byłam ja.
- Przestań, to jest moje życie i będę zachowywał się i robił to co chcę. A nikomu, w szczególności wam, nie jest nic do tego - powiedział, poczym puścił do mnie oczko. Nigdy, ale to nigdy o mnie nie zapominał, nawet gdy miał dużo swoich problemów, a ja chciałam mu się tym samym odpłacić.
- Jeszcze nie skończyłem, Jake.
- Ale ja tak - odpowiedział brunet, kierując się schodami na górę. Zachichotałam pod nosem z postawy mojego brata, lecz nie uszło to uwadze moich rodziców.
- Tak cię śmieszy postawa twojego brata, tak? A może chcesz skończyć jak on? Chcesz być zwykłą ćpunką? Bo widzę, że podoba ci się jego zachowanie - prychnęłam pod nosem. Czasami byli oni w porządku, ale czasami przechodzili samych siebie, tak jak teraz.
Ignorując spojrzenia rodziców, udałam się bez niczego na górę, prosto do swojego pokoju. Nadal nie mogłam zrozumieć ich postawy do mojego wolontariatu, wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, aby go zacząć i to jak najszybciej, innej opcji nie byłam w stanie sobie wyobrazić, nie w tym przypadku.
Wchodząc do swojego pokoju, trzasnęłam z impetem drzwiami, chciałam im pokazać, że nie podzielam ich zdania i to się nie zmieni.
***Oczami Niall'a***
Nadal siedziałem na brudnym chodniku. Czułem, że z każdą chwilą coraz bardziej odpływam i nie kontaktuję rzeczywistego świata. Nic do mnie nie docierało. Były tylko narkotyki i ja, nic więcej. Nawet nie ruszał mnie deszcz, który powoli zaczynał padać. Widziałam jak co jakiś czas przechodzą obok mnie ludzie i patrzą na mnie, ale za pewne nikt z nich nie wie jak ja się czułem. Mogli uznać mnie za zwykłego ćpuna i mieli racje, byłem nim i nawet nie miałem zamiaru zaprzeczać.
Kiedy moje powieki zaczęły się lekko przymykać, usłyszałem kroki, które nagle się zatrzymały, a następnie uderzenie w moją nogę. Niechętnie podniosłem głowę do góry i ujrzałem dwóch policjantów, od razu prychnąłem.
- Nie jest to łóżko, młody człowieku, więc lepiej wracaj teraz do domu - powiedział jeden z nich, a na mnie jego słowa nie zrobiły większego wrażenia. Nie zamierzałem podnosić się z chłodnego chodnika. - Nie słyszałeś co do ciebie mówiłem?!
- Głuchy nie jestem - odparłem. - Skoro tak uważasz, to wstań i idź do domu. Chyba, że wolisz mieszkać na ulicy, jak te ćpuny - zaśmiał się, czym podniósł mi ciśnienie.
Zacisnęłem pięści i powoli wstałem z chodnika, przy tym się chwiejąc. Byłem naćpany, ale nawet w takim stanie, nie pozwolę siebie, bądź co bądź, obrażać. Kiedy stałem już na nogach, mogłem zobaczyć, że jestem z nimi mniej więcej w tym samym wzroście, ale nie sprawiało mi to różnicy. Po krótkiej chwili wymierzyłem cios prosto w szczękę, jednemu z nich, przez co się zachwiał, lecz zdołał utrzymać się na nogach. Niedługo potym poczułem na swoich nadgarstkach kajdanki, a ja wiedziałem co mnie znowu czeka.
- To się teraz doigrałeś - powiedział i odwrócił mnie w stronę, w którą zaraz ruszyliśmy, jak przypuszczałem do radiowozu.
Kątem oka widziałem jak ten drugi cały czas trzyma się w obolałe miejsce, czym sprawiał mi satysfakcję, a ja nawet przez chwilę tego nie żałowałem i mógłbym powtórzyć to drugi raz, bez żadnych skrupułów.
Z moich rozmyśleń wyrwało mnie szarpnięcie moim ciałem, a ja moglem ujrzeć, że znalazłem się w radjowozie, a miejsce obok mnie zajął policjant, którego kilka minut temu uderzyłem.
- A teraz lepiej zachowuj się normalnie, bo może to się źle dla ciebie skończyć - powiedział drugi, kiedy wsiadł za kierownicę, a ja tylko prychnęłem pod nosem.
- A kim ja jestem, żeby słuchać się psów? To raczej one powinni się mnie słuchać - powiedziałem i wyszarpałem się z uścisku, jednego z nich.
- Może i jesteśmy psami, ale wolimy to niż bycie ćpunami, takimi jak ty, którzy nie mają żadnych perspektyw na życie - powiedział i oboje zaśmiali się pod nosem, ale ja nie zamierzałem reagować.
***
Kilkanaście minut później, samochód zatrzymał się pod komisariatem, a ja już wcześniej wiedziałem, że dzisiejszą noc spędzę właśnie tutaj, a dla mnie nie było to żadną nowością.
Wchodząc do budynku, od razu do moich uszu trafił szmer rozmów. Mogłem zobaczyć jak policjanci szarpią się z ludźmi w moim wieku, a nawet młodszymi. Nie byli to tylko chłopacy, ale także dziewczyny, na których widok zawsze mnie odpychało. Nie miałem nic do nich, ale same ich zachowanie mnie odrażało.
- Kogo my tu mamy - zaczął posterunkowy, który nie wyłonił głowy zza papierów na biurku, dopiero po chwili to zrobił. - O, Horan. Wcale nie dziwię się, że cię tu widzę. To twoje stałe miejsce pobytu.
Nieodpowiedziałem, nie miałem ochoty wdawać się z nimi w żadne dyskusje. Czekałem tylko aż wsadzą mnie do celi, a ja nie będę musiał patrzeć na ich psie gęby.
- Dobra, wsadźcie go do celi - powiedział posterunkowy, a zaraz jeden z policjantów, który mnie tu zgarnął, pociągnął mnie w stronę jednego z pomieszczeń. Próbowałem się mu wyszarpać, ale na nic się to zdało. Miał on przewagę taką, że ja miałem na rękach kajdanki, a on był wolny.
- No to tu spędzisz najbliższą noc, a być może nie tylko - popchnął mnie do środka, a ja nawet nic nie zrobiłem. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, przez wzięte narkotyki i alkohol.
Kiedy upadłem na brudną podłogę, przypomniałem sobie o dziewczynie, która zaczepiła mnie z dwie godziny temu. Nie wiedziałem, dlaczego chciała ze mną rozmawiać. Ze zwykłym ćpunem, a w szczególności, że jej nie znałem, ani ona mnie. Samym wyglądem mogłem ją, przecież odstraszyć.
~#~
Witam was, oto pierwszy rozdział na moim pierwszym blogu haha Liczę na to, że rozdział jak i całe opowiadanie przypadnie wam do gustu :)
Chciałabym was niezmiernie prosić o komentowanie, nawet zwykła kropka potrafi zdziałać cuda. A każdy komentarz daje niewyobrażalną chęć do pisania :D PROSZĘ O KOMENTOWANIE
P.s Zapraszam wszystkich na mojego aska ask.fm/Julciaq650
sobota, 16 maja 2015
Prolog + zwiastun
Chłopak, ubrany w bluze i dresy podał swojemu ''sprzedawcy'' należytą sumę, w zamian otrzymując to po co przychodził tu od dawna. Szybkim ruchem wyciągnął z jego dłoni to co miało przynieść ukojenie od wszystkich problemów jakie miał.
- Jesteś moim ulubionym klientem, Horan - rzucił mu, ale on specjalnie nie zwrócił na to uwagi. Nie obchodziło go jego zdanie, dlatego też nic nie odpowiadając założył kaptur na głowę i odszedł w swoim kierunku.
Powstrzymywał się, ale nie mógł już wytrzymać. Od kilku dni nie brał żadnych narkotyków i był na potwornym głodzie. Wiedział, że jedno nieodpowiednie słowo z czyjeś strony skierowne do niego, może źle się skończyć w tym momencie. Ale nawet jeśli by do tego doszło zapewne nie przejmowałby się konsekwencjami.
Gdy był już u skraju wyczerpania, usiadł na jednej z ławek w parku. Wokół niego panowała ciemność, ale po mimo tego, gdy wysypał biały proszek na swoje udo, widział go bez żadnego problemu, a jego oczy momentalnie się zaświeciły. Już po chwili jego ciało uległo odprężeniu, a on sam był szczęśliwy z niewiadomych przyczyn. Uwielbiał ten stan, ponieważ zapominał wtedy o wszystkim. I uwielbiał też narkotyki, nie potrafił się z nimi rozstać, były dla niego jak dzieci dla swoich rodziców. Uspokajał się dopiero wtedy gdy je miał, a gdy był na głodzie nie potrafił funkcjonować.
Po chwili wziął kolejną porcję i kolejną. Nie wiedział, że to go niszczy. Że każde kolejne wzięcie kokainy lub innego narkotyku prowadzi go do śmierci. I że za niedługo będzie za późno, aby go ratować i nic mu nie pomoże, nawet ośrodek.
- Tak jest pięknie - powiedział, wstając z ławki i ruszył w swoim kierunku, cały zadowolony. Nie wiedział gdzie idzie, ale na pewno wiedział, że nie pójdzie do domu.
~#~
Witam was kochani serdecznie, bardzo mnie ciekawi co sądzicie o tym opowiadaniu. Mam ogromną nadzieję, że prolog jak i całe opowiadanie wam sie spodoba. Czekam na opinie i szczere komentarze :) SKOMENTUJCIE, WTEDU BĘDĘ WIEDZIAŁA, ŻE WARTO PISAĆ DALEJ, :) Możecie zadawać mi pytania na moim asku, na wszystkie odpowiem ask.fm/Juliaa650
Zapraszam was także do zwiastunu, wykonanego do tego opowiadania.
- Jesteś moim ulubionym klientem, Horan - rzucił mu, ale on specjalnie nie zwrócił na to uwagi. Nie obchodziło go jego zdanie, dlatego też nic nie odpowiadając założył kaptur na głowę i odszedł w swoim kierunku.
Powstrzymywał się, ale nie mógł już wytrzymać. Od kilku dni nie brał żadnych narkotyków i był na potwornym głodzie. Wiedział, że jedno nieodpowiednie słowo z czyjeś strony skierowne do niego, może źle się skończyć w tym momencie. Ale nawet jeśli by do tego doszło zapewne nie przejmowałby się konsekwencjami.
Gdy był już u skraju wyczerpania, usiadł na jednej z ławek w parku. Wokół niego panowała ciemność, ale po mimo tego, gdy wysypał biały proszek na swoje udo, widział go bez żadnego problemu, a jego oczy momentalnie się zaświeciły. Już po chwili jego ciało uległo odprężeniu, a on sam był szczęśliwy z niewiadomych przyczyn. Uwielbiał ten stan, ponieważ zapominał wtedy o wszystkim. I uwielbiał też narkotyki, nie potrafił się z nimi rozstać, były dla niego jak dzieci dla swoich rodziców. Uspokajał się dopiero wtedy gdy je miał, a gdy był na głodzie nie potrafił funkcjonować.
Po chwili wziął kolejną porcję i kolejną. Nie wiedział, że to go niszczy. Że każde kolejne wzięcie kokainy lub innego narkotyku prowadzi go do śmierci. I że za niedługo będzie za późno, aby go ratować i nic mu nie pomoże, nawet ośrodek.
- Tak jest pięknie - powiedział, wstając z ławki i ruszył w swoim kierunku, cały zadowolony. Nie wiedział gdzie idzie, ale na pewno wiedział, że nie pójdzie do domu.
~#~
Witam was kochani serdecznie, bardzo mnie ciekawi co sądzicie o tym opowiadaniu. Mam ogromną nadzieję, że prolog jak i całe opowiadanie wam sie spodoba. Czekam na opinie i szczere komentarze :) SKOMENTUJCIE, WTEDU BĘDĘ WIEDZIAŁA, ŻE WARTO PISAĆ DALEJ, :) Możecie zadawać mi pytania na moim asku, na wszystkie odpowiem ask.fm/Juliaa650
Zapraszam was także do zwiastunu, wykonanego do tego opowiadania.
sobota, 9 maja 2015
Bohaterowie
Isabella MacKenzie (16 lat)
,, Życie jest wielką grą, którą nie zawsze się wygrywa. Ale jedno jest pewne... bez względu na to jak by było trudno, zawsze trzeba walczyć do końca. "
Niall Horan (21 lat)
,, Ludzie nie wiedzą tych co wołają o pomoc, mimo, że nic nie mówią. Nie widzą nic poza sobą. Lecz zawsze znajdzie się ta" gwiazdka", która chciała ci pomóc. "
~#~
I co sądzicie o bohaterach?
Zapraszam na mojego aska ask.fm/Juliaa650 lub twittera @Julciaq_
Subskrybuj:
Posty (Atom)