środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 3

   Po skończonych lekcjach, wyszłam z budynku szkoły. Od razu na moją twarz padły mocno promienie słoneczne, które w tym dniu mocno świeciły. Zamykając drzwi wyjściowe zaczęłam iść w swoim kierunku. Nie wiedziałam co chcę teraz zrobić, czy iść od razu do domu, czy może gdzieś się przejść.
   Przez wszystkie lekcje obmyślałam plan na rodziców w związku z tym wolontariatem i wreszcie udało mi się coś wymyślić. Byłam pewna, że tak sobie z tym poradzę i nie zamierzałam zmieniać taktyki, bo w żaden inny sposób nie uda mi się tego zrobić, więc było to jedyne rozwiązanie w tej sytuacji.
   Idąc powolnym krokiem włożyłam w uszy słuchawki od telefonu i włączyłam swoją ulubioną piosenkę. Lubiłam to robić, mogłam wtedy powspominać sobie wszystkie momenty z mojego życia, które były dla mnie ważne lub sentymentalne, chociaż tych drugich nie było zbyt wiele.
   Gdy zatraciłam się w słuchaniu jednej z piosenek, poczułam dużą dłoń na moim barku. Przez moment się przestraszyłam, lecz kiedy się odwróciłam odetchnęłam z ulgą. Ujrzałam, bowiem bruneta, wyższego odemnie o dwie głowy. Pomimo wszystkiego, gdy tylko go ujrzałam od razu się uśmiechnęłam. Nie umiałam, po prostu nie umiałam się na niego gniewać, mogłam udawać, ale sama doskonale wiedziałam jak jest naprawdę. Wiedziałam, że zawsze będę go wspierać, cokolwiek by zrobił.
   - A co ty tutaj robisz? - spytałam, a Jake tylko ciężko westchnął, po czym zaczął iść, a ja zaraz za nim.
- Chciałbym cię przeprosić. Wiem, że chcesz, abym skończył z narkotykami, ale ja nie potrafię. Wiem, że już ci to mówiłem, ale chcę, abyś to w końcu zrozumiała - powiedział, a ja znowu usłyszałam tą samą gadkę. Nie wiedziałam już, czy mam być na niego zła, czy nie.
   Tak naprawdę nie mogłam do końca zrozumieć co on przeżywa i jak się czuje. Nigdy nie brałam narkotyków i nie zamierzałam tego robić. Cały czas próbowałam postawić się w sytuacji, ale byłam pewna, że nigdy tego do końca nie zrozumiem. To było błędne koło.
   - Jake, nie wiem co mam powiedzieć... Jesteś moim bratem, ale... - zacięłam się w tamtym momencie, bo zrozumiałam co właśnie chciałam powiedzieć i byłam wdzięczna, że w pore ugryzłam się w język.
- Ale co?
- Nie, nic. Chciałam powiedzieć, że zawsze będziesz mógł na mnie liczyć - uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
   Prawdę powiedziawszy, robiłam dobrą minę do złej gry. Tak naprawdę sama nie wiedziałam co mam mówić Jake'owi, ale chciałam, aby myślał, że jestem jego "mocną stroną", na którą zawsze może liczyć i, która go wesprze. A sama gdzieś wewnątrz siebie, walczyłam w pewnym sensie sama ze sobą.
   Jeszcze nigdy w swoim 16-letnim życiu, nie miałam poważnych problemów, a tak naprawdę prawie wogóle ich nie miałam. Nie lubiłam wywoływać kłótni, a sama nigdy się w nic nie mieszałam, w przeciwieństwie do mojego brata.
   - Wybierzesz się z nami jutro do klubu? - spytał, a mnie momentalnie zamurowało. Mój brat zawsze powtarzał, że nie zabierze mnie nigdy w takie miejsce, a teraz nagle mnie SAM do niego zaprasza.
   - Dobrze się czujesz? Przypomnieć ci ile razy mówiłeś mi, że to nie jest miejsce dla mnie i, żebym nigdy tam nie chodziła? - wybłuszyłam na niego oczy, czasami wogóle go nie poznawałam. Jego zmiany nastrojów były dość częste, co było dość irytujące.
   - Nie, nie musisz mi przypominać, ale zrozumiałem, że zaczynasz dorastać i nie mogę na ciebie o wszystko naskakiwać, ale chcę, żebyś pamiętała, że zawsze będziesz moją małą siostrzyczką, o którą będę się martwił. Więc jak pójdziesz z nami do tego klubu? - spytał, a ja wsłuchiwałam się w każde jego słowo, które brzmiało, jakby wypowiadał je mój ojciec, a mina Jake'a to odzwierciedlała, bo była tak poważna, że byłam nie mal pewna, że mówi i zachowuje się tak specjalnie.
   - Tak, pójdę - uśmiechnęłam się do niego i szliśmy dalej.
   Nie chciałam tego pokazywać, ale bardzo się cieszyłam na to jutrzejsze wyjście. Byłam ciekawa jak ono będzie wyglądało, bo nigdy z nim nie wychodziłam na żadne imprezy, a sama też chciałam gdzieś w końcu wyjść. Rozluźnić się.
   Po krótkim czasie, spostrzegłam, że nie idziemy do domu, tak jak myślałam, że będzie. Szliśmy w zupełnym przeciwnym kierunku, od dzielnicy, na której mieszkaliśmy. Ale nie przejmowałam się tym. Nawet nie miałam czym. Jake był wyraźnie inny, nie chodzi mi o to, że nie był naćpany, tylko, że było widać w nim radość, może nie całkowitą, ale chociaż jej odrobinkę. Dlatego też mi od razu zrobiło się trochę lżej i lepiej.
   Brunet szedł cały czas twarzą wprost, z lekkim uśmiechem na ustach. Nie zamierzałam poruszać tego tematu, bo mógłby to źle odebrać, ale ciekawiło mnie co jest tego powodem. Miałam cichą nadzieję, że sam niedługo się przede mną otworzy i mi powie, oczywiście jeżeli nie jest to tylko chwilowe.
   Idąc z Jakiem u boku, oboje poczuliśmy jak zawiewa mocno wiatr, który jak na nieszczęście rozwiał moje włosy, w różne strony. Gdybym miała przy sobie lusterko to nawet nie chciałabym w nie zajrzeć, bo wyglądałam jak prawdziwa czarownica, dlatego też współczułam mojemu bratu, że musi mnie oglądać w takim stanie.
   - I z czego się śmiejesz idioto? - spytałam, ale sama chętnie w tamtym momencie bym parsknęła śmiechem.
- Z niczego, skarbie - uśmiechnął się, lecz wiedziałam, że robi to specjalnie.
   - Wiem, że wyglądam jak straszydło i nie musisz mnie w tym uświadamiać, ale mógłbyś czasami mnie podnieść na duchu, a nie się ze mnie nabijać - powiedziałam, ale cały czas miałam wielki uśmiech na twarzy, a na koniec swojej wypowiedzi zaczęłam się śmiać.
   Wyjęłam z kieszeni telefon, który w tym momencie będzie służył mi jako lusterko i zaczęłam poprawiać palcami włosy, które teraz jak nigdy dotąd współpracowały ze mną, dlatego też szybko poszło mi ich poprawianie.
   - I co, już nie jestem czarownicą - wypięłam do niego język, a on nic nie mówiąc objął mnie i tak szliśmy.

          ***Oczami Niall'a***

   Siedząc na łóżku, w areszcie, gdzie obecnie przebywałem, myślałem tylko o tym, że kiedy stąd w końcu wyjdę będę mógł pójść kupić dragi, a potem  wyrwać jakieś dziewczyny, na jedną noc. Nie interesowały mnie związki, które trwają więcej niż jedną noc. Dla mnie dziewczyna była tylko potrzebna do seksu. Zawsze tak było, nigdy się nie zakochałem i bylem pewny, że to się nie zmieni.
   Przyzwyczaiłem się do miejsca jakim był areszt, ponieważ byłem tu częstym gościem, dlatego też byłem taki "znany" wśród psów, którzy mnie nie znosili, ale nie musieli się o to martwić, bo ja ich nienawidziłem i ukazywałem im to w każdym możliwym momencie, co można było zobaczyć i wczoraj. Na same wspomnienie tej sytuacji, zaśmiałem się pod nosem.
   Naraz do moich uszu doszedł dźwięk ciężkich kroków, zbliżających się do celi. Skierowałem głowę w stronę krat i czekałem aż wyłoni się jakaś postać, ponieważ musiałem wiedzieć, czy ów policjant "zaszczyci" mnie swoją obecnością, czy kogoś innego. Kiedy ten sam, który miał wczoraj spotkanie z moją pięścią stanął przodem do celi, w której się znajdowałem, wiedziałem już, że przyszedł do mnie.
   - Horan, rusz swój tyłek i chodź tu, bo wychodzisz - powiedział i nie musiał mi tego drugi raz powtarzać, bo wstałem ze zniszczonego już łóżka i czekałem aż łaskawie otworzy on kraty.
   - Jak się pan czuje? Bo widzę, że ma pan szczęke trochę spuchniętą... - zaśmiałem się. Nie umiałem się powstrzymać od tego komentarza w jego stronę, ale właśnie taki byłem i nic tego nie mogło zmienić.
   - Ja bym się tak na twoim miejscu nie cieszył, bo zapewniam cię, że niedługo tu wrócisz, a zresztą sam się przekonasz gdy dostaniesz pismo z sądu - rzucił, a za chwilę wyszedłem z aresztu wprost na świeże powietrze.
   Nie przejmowałem się tym co powiedział mi ten durny pies. Bo co może mi zrobić sąd? Nie będę wezwany tam pierwszy raz, a nawet jeśli to nierobi to na mnie większej różnicy. Całe moje życie się tak toczy, a ja niezamierzałem tego zmieniać. Taki styl życia, jak najbardziej mi odpowiadał. Nie miałem żadnych zobowiązań wobec nikogo i tak było dobrze.
   Kierując się uliczkami do domu, który znajdował się 4 przecznice od aresztu, w mojej głowie krążyły myśli co do dzisiejszego wieczoru. Potrzebowałem dzisiaj jakieś dziewczyny, która zrobi dla mnie wszystko, ale z tym nie będzie zbytnio problemu. Zawsze same mi się pchały do "łóżka". Miałem nadzieję na dobrą zabawę, dzisiejszego wieczoru, bo tego mi dzisiaj było trzeba.
   Schowałem ręce do kieszeni do jeansowych spodni i szedłem dalej, prosto do domu moich rodziców. Nienawidziłem ich. Ich sposób bycia, doprowadzał mnie do szału. Uważali, że powinienem być taki jak oni, czyli uporządkowany, bez robienia żadnych wybryków, elegancki i przede wszystkim, abym miał ich charakter, a nawet lepszy. Ale ja tak nigdy nie potrafiłem, może na początku, jak wprowadzili te swoje zasady byłem posłusznym synem, ale kiedy trochę dorosłem i zrozumiałem jak głupi byłem, zacząłem się buntować, co za bardzo im się nie podobało, ale właśnie o to chodziło. Pomimo tego jaki byłem, mój "ukochany" tatuś, zawsze ratował mnie z kłopotów, nawet jeżeli tego nie potrzebowałem. Uważał, że niepotrzebne skazanie przez sąd może skończyć się źle, w związku z naszą reputacją, a właściwie ich, bo jak to oni mówią, ja już swoją dawno zepsułem.
   Gdy wszedłem na ulicę, na której kiedyś mieszkałem, zobaczyłem z daleka, że w domu palą się światła. Kiedy tylko skończyłem 18 lat, tatuś kupił mi mieszkanie, gdzie właściwie miałem mieszkać, ale bywałem tam tylko gdy urządzałem impreze i kiedy poznałem jakąś dziewczynę w klubie. Tak to prawie zawsze byłem tutaj, tu gdzie się wychowywałem.
   Dotykając klamkę, pociągnąłem drzwi w przeciwną stronę od siebie, aby je otworzyć. Od progu wejścia do domu, dało słyszeć się ciszę jaka ogarniała dom, tylko słuchać było telewizor, który grał.
   - Niall, do cholery po co ja ci kupiłem to mieszkanie, skoro cały czas jesteś tutaj?! - powiedział surowym tonem mój ojciec, odwracając się do mnie, gdy wszedłem do salonu.
   - Tak, słyszałem to już milion razy. Kupiłeś mi mieszkanie, za swoje ciężko zarobione pieniądze, ale musisz to zrozumieć, że ono służy do zapełnienie czegoś innego - z uśmiechem na ustach, zakończyłem swoją wypowiedź. Uwielbiałem ich tak denerwować to dawało mi satysfakcję.
   - No chyba do niczego ci nie służy, skoro ciągle przebywasz tutaj.
- Oj, tato. Jesteś już dużym chłopcem, chyba nie muszę ci tłumaczyć takich rzeczy.
   Widziałem po nim, że zaczyna się w nim gotować ze złości, a ja nie miałem siły na kłótnie, po nocu spędzonym w areszcie, dlatego też bez żadnego słowa skierowałem się na górę.
   Wchodząc do swojego pokoju, skierowałem sie w strone szafy, z której wyjąłem niebieską koszule i czarne rurki, następnie skierowałem się do łazienki. W pomieszczeniu, zrzuciłem z siebie ubrania, po czym wszedłem do kabiny. Ustawiając idealną wodę, która nie była ani za ciepła, ani za zimna, opłukałem swoje ciało, wcierając w nie też szampon do kompania. Po kilku minutach wyszedłem spod prysznica, owinięty do połowy ręcznikiem. Wszedłem do pokoju gdzie założyłem wcześniej wyjęte ubrania, potem wróciłem do łazienki gdzie wziąłem żel do włosów dzięki, któremu postawiłem do góry grzywkę.
   I tak po krótkim czasie byłem gotowy, aby udać się do klubu. Zszedłem na dół, gdzie w salonie nadal siedzieli moi rodzice, nie odezwałem się do nich ani oni do mnie. Założyłem swoje Air forcy i wyszedłem z domu. Postanowiłem pójść na piechotę, bo tam gdzie idę do klubu, obok niego jest blok, w którym mieszkałem.

                        ***

   Od godziny bawiłem się świetnie. Co chwila tańczyłem z inną dziewczyną, lecz gdy do klubu weszła wysoka szatynka, o smukłych, długich nogach to ona przykuła moją uwagę i to właśnie ją zamierzałem zaprosić do siebie na noc. Szybko odszukałem ją wzrokiem i skierowałem się do niej. Siedziała ona na barowym krześle, mogłem zobaczyć, że ma idealną figurę.
   Już po chwili siedziałem obok niej. Gestem ręki zawołałem do siebie barmana, który zaraz się zjawił.
- Dwa razy to co zawsze i to samo dla tej pięknej pani - przełożyłem swój wzrok z barmana na szatynke, która lekko się zarumieniła, ale starała się to ukryć pod kosmykiem włosów, lecz mojej uwadze nic się nie ukryje.
   - Nie musisz zakrywać tej swojej ślicznej buźki, skarbie. Te rumieńce dodają ci tylko uroku - powiedziałem, a ona dopiero wtedy spojrzała na mnie pierwszy raz. Jej rysy twarzy były jeszcze delikatne, co oznaczało, że jest młodsza ode mnie, a oczy miała brązowe.
   - Dziękuję.
- Mi za urodę nie dziękuj, to nie moja zasługa - uśmiechnęłem się.
Ta noc będzie piękna. 

~#~
   Mi osobiście ten rozdział się podoba. Jeżeli nie czytaliście notki pod nazwą Informacją to ją przeczytajcie, ona wyjaśnia czemu ponad tydzień nie było rozdziału. Teraz też nie wiem czy będą one regularnie, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie.
   Zapraszam na mojego aska :) ask.fm/Juliaa650

5 komentarzy:

  1. bardzo fajny rozdział :)
    Życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze, ale się dzieje. Jestem ciekawa, czy Naill rzeczywiście zabierze ją do siebie, czy może jednak brat w porę zareaguje, nie da jej upić, a potem przelecieć. Życzę weny i czekam na kolejny <3
    priest-jbff.blogspot.com
    18th-street-jbff.blogspot.com
    getting-closer-jbff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

  3. kochanie zapraszam na #365daysff http://see-you-again-365days-fanfiction.blogspot.com/ zostaw nawet negatywny ślad♥

    Witaj,
    Jeśli chcesz szczerą recenzję swojego bloga, zgłoś się do nas
    http://recenzowisko-blogow.blogspot.com/p/zamow.html?showComment=1430463983712
    Prowadzimy także nabór. Może właśnie czekamy na ciebie? :) http://recenzowisko-blogow.blogspot.com/
    Pozdrawiamy, załoga recenzowisko

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrowienia :*
    Szykuje się chyba gruba afera z Jakiem

    OdpowiedzUsuń