Przeczytajcie notkę pod rozdziałem
***Oczami Belli***
Kolejny dupek w towarzystwie mojego brata. Nie mogłam się nic jego zapytać, bo oczywiście mu to przeszkadzało, pomimo tego, że chodziło tylko o niego. Najzwyczajniej w świecie martwiłam się o niego, chociaż go dobrze nieznałam. Nie chciałam patrzeć jak upija się do nieprzytomności, a to właśnie robił. Niszczył swój organizm, nie przejmując się tym w ogóle.
Mimo tego, że wewnątrz siebie było mi go szkoda to starałam się tego nie okazywać, bo w końcu on tego nie chciał, a ja starałam się to uszanować. Nie byłam z reguły natrętną osobą, dopiero wtedy gdy na czymś mi naprawdę bardzo zależało, walczyłam o to do ostatniej chwili.
Niezaprzeczę, że dzisiejszego wieczoru trochę bardziej się napiłam, bo tak było. Czułam, że alkohol zawładnął już moim ciałem, a ja sama siebie już nie kontrolowałam. Robiłam rzeczy, których na co dzień bym się wstydziła, teraz jednak cieszyło mnie to i czerpałam z tego w pewien sposób radość.
Tańczyłam właśnie na parkiecie, wyginając przy tym mocno swoje ciało. Czułam się bardzo swobodnie tak tańcząc. Ponadto sprawiało mi satysfakcję jak obcy mężczyźni mnie obserwowali i ilustrowali moje ciało od dołu do góry. Gdybym nie była pijana to z pewnością bym tak się nie zachowywała, ale teraz sama nie wiedziałam co robię i jakie mogłyby być tego konsekwencję.
W ciągu kilku sekund, gdy odwróciłam swoje ciało w przeciwnym kierunku, poczułam parę silnych rąk na swoich biodrach. Chciałam zobaczyć kto to, lecz uniemożliwiło mi to silny uścisk tej osoby. Zaczęła ona poruszać moimi biodrami w rytm muzyki, ocierając też o swoje przyrodzenie. W ogóle na to nie zareagowałam, wręcz przeciwnie robiłam to z... chęcią.
- Ślicznie tańczysz, kotuś - powiedział zachrypniętym głosem Jacob, tak że aż przeszły mnie ciarki. Momentalnie obkręcił mnie w swoją stronę, mogłam zobaczyć w jego oczach, że nie jest aż tak pijany jak ja.
- Tak sądzisz?
- Nie udawaj. Dobrze wiesz jak działasz na facetów, a na mnie w szczególności, nawet nie wiesz jak mocno.
Brunet stykał się prawie z moimi wargami, dzieliły nas dosłownie milimetry. Czułam na swojej twarzy jego ciężki oddech i szybsze bicie jego serca. Momentalnie przyciągnął mnie bliżej siebie, mogłam poczuć wtedy wybrzuszenie przez jego spodnie. Jacob zaczął sunąć swoimi rękoma po moich biodrach, ale nie oddalił się ode mnie nawet na milimetr, nasze ciała były tak samo blisko siebie jak wcześniej.
Był on przyjacielem mojego brata od małego, a ja przez to miałam do niego ogromne zaufanie, pomimo tego, że nie był jakimś super człowiekiem, a mi przez nadmiar alkoholu nie przeszkadzała sytuacja sprzed po południa, a nawet przez to prawie jej już nie pamiętałam. Została wyzmana na tę noc z pamięci. Widziałam w oczach bruneta taki błysk, co nie wiedziałam co może on oznaczać, ale jego oczy były jakieś inne niż przez te wszystkie rozmowy, kiedy z nim rozmawiałam.
Czułam się inaczej. Nie miałam żadnych zahamowań, podczas jakiejkolwiek sytuacji. Byłam jakby nie sobą, ale w pewien sposób mi to się podobało. Zawsze zachowywałam się przyzwoicie i w normalnym stanie nie pozwoliłabym sobie na takie zachowanie. Wiedziałam, że gdy rano się obudzę, a ktoś opowie mi co robiłam poprzedniego wieczoru, będę załamana i będę wstydziła się wyjść i komukolwiek się pokazać, kto tam również był.
- Jacob... - zaśmiałam się do niego, gdy ten zaczął muskać moją szyję.
- Co nie podoba ci się? - przygryzł płatek mojego ucha i z powrotem wrócił do poprzedniej czynności. Próbowałam go od siebie odciągnąć, lecz zdawało się to na nic, był zbyt bardzo pochłonięty całowaniem mnie po szyji. Było to przyjemne, ale nawet teraz, gdy byłam pijana potrafiłam zachować trzeźwość umysłu.
- Jacob, przestań - położyłam ręce na jego klatce piersiowej i skutecznie odciągnęłam go trochę od siebie. Chłopak patrzył na mnie trochę zdziwiony.
- O co chodzi? Robię coś nie tak?
- To nie o to chodzi - zaczęłam, a Jacob znów się zbliżył do mnie. Ujął swoimi dłońmi moją twarz i popatrzył mi w oczy. Nie poznawałam tego człowieka.
- Więc mi powiedz, a ja zrobię wszystko jak należy, tak aby cię nie skrzywdzić.
Nim zdążyłam się zorientować poczułam jego malinowe wargi na swoich. Zaczął je delikatnie całować, z taką czułością jaką nigdy bym się po nim niespodziewała. Byłam zupełnie zdezorientowana całym jego zachowaniem. Byłam jak sparaliżowana, moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Lecz w końcu zdołałam się od niego oderwać.
- Idę do toalety - to jedyne co potrafiłam wydusić przez te jego przenikliwe spojrzenie, jakim na mnie patrzył.
- Czekam, potym, na ciąg dalszy - powiedział z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
Chwiejnym ruchem udałam się w stronę toalet. Nie trzymałam się już tak dobrze na nogach, dlatego też dużo trudu zajęło mi dojście do pomieszczenia. Gdy do niego weszłam zauważyłam, że nikogo tam nie ma. Ściany były ciemno-zielone, a na nich znajdowały się przeróżne napisy, wykonane przez osoby, które tu przychodziły. Po lewej stronie były umywalki, nad którymi wisiały lustra, a po prawej stronie toalety.
Tak naprawdę była to tylko wymówka, aby uwolnić się na chwilę od Jacob'a, chociaż jest to za mocno powiedziane. Po prostu nie chciałam robić tego co on chciał. Nic do niego nie czułam i to się teraz w najmniejszym stopniu nie zmieniło, a gdy robił to, co kilka minut temu, nie potrafiłam mu tego powiedzieć wprost, aby przestał.
Oparłam się o jedną z umywalek i wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze. Na mojej twarzy znajdował się jeszcze makijaż, nie rozmazany ani trochę. Ale moje oczy mówiły wszystko, świeciły one aż z kilkometra. Odkręciłam kran i wlałam na ręce wody, której się napiłam, następnie wzięłam jeden głęboki oddech.
Nie byłam pewna co zrobić po wyjściu z toalety. Nie chciałam, aby ponownie mnie całował, albo co gorsza, żeby doszło do czegoś więcej. W tej sytuacji najlepszym dla mnie wyjściem byłby powrót do domu i zaśnięcie. Wychodząc z pomieszczenia chciałam wyjść niepostrzeżenie z klubu, lecz tak szybko jak chciałam to zrobić, tak szybko od razu po zamknięciu drzwi toalety ktoś przyciągnął mnie do siebie.
- Możemy teraz dokończyć to czego nie skończyliśmy?
- Jacob, nie, proszę cię - powiedziałam dość zmęczonym głosem, moje powieki same zaczęły już opadać. Lecz widziałam, że na niego to w ogóle nie działa, wręcz przeciwnie zaczął z jeszcze większą gorliwością całować mnie po szji. W takim momencie nikt na nas nie zwracał uwagi, ponieważ był to klub, a jak to bywa w takich miejscach, w co drugim koncie ktoś się obmacuje.
- To ja cię proszę. Marzę o tobie już od dawna, a teraz te marzenie może się spełnić. Chyba chcesz, żeby nam obu było dobrze i przyjemnie, co? - chrypnął do mojego ucha, w przerwach między pocałunkami składanymi na mojej szyji.
- Boże, przestań. Nie chcę nic robić, rozumiesz?
Brunet zamiast odpowiedzieć na moje pytanie zamienił się ze mną miejscami, tak, że to teraz ja opierałam się o ścianę, a on przywierał swoim ciałem do mojego. Jacob skorzystał z okazji i złapał swoimi rękoma za moje pośladki, że aż pisnęłam prawie wprost w jego usta, czym wywołałam u niego uśmiech. Chłopak w dalszym ciągu nie ściągnął dłoni z mojego tyłka i składał pojedyncze pocałunki na moich ustach, nosie i czole.
- Chodź - złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w jakimś kierunku. Nic do niego nie docierało, dla niego liczyło się tylko to, aby zrobić to na co on ma ochotę.
- Zostaw mnie w końcu w spokoju - powiedziałam i wyrwałam rękę z jego uścisku. Jak przed kilkunastoma minutami jego oczy miały jakiś błysk, to teraz zmieniły się o 180°. Momentalnie pociemniały i zmieniły swój wyraz na dużo bardziej ostrzejsze.
- Bo co?! Polecisz po swojego braciszka i on cię obroni? Trzeba było nie zachowywać się jak... Jak się zachowywałaś, a nie teraz masz do mnie pretensję.
- Jacob, opanuj się! Nie zachowuj się jak skończony świr!
Słowa wyleciały z moich ust z prędkością światła i równie szybko ich pożałowałam. Brunet pchnął mocno moje ciało na jedną ze ścian. W tamtej chwili się go aż przestraszyłam. Bałam się co może on zrobić, a co najgorsza mnie zgwałcić. Niekontrolowanie z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Gdy popchnął mnie do łazienki, już byłam pewna co on chce zrobić.
- Nie bój się, ja nie chce zrobić ci krzywdy, wręcz przeciwnie, chce sprawić, abyś poczuła się jak w niebie - po tych słowach włożył rękę pod moją koszulkę i zaczął nią jeździć po moim brzuchu, zaczynając od dołu i kończąc pod stanikiem. Gdy już myślałam, że jest to mój koniec, do łazienki wszedł... Niall.
- Możesz w końcu ją kurwa zostawić?! - wrzasnął, a wtedy Jacob się ode mnie odwrócił. Byłam tak przestraszona, że mało co do mnie docierało, nawet nie zauważyłam, kiedy ode mnie odszedł. Z moich oczu wypływały strumienie łez, których nie zamierzałam zatrzymywać.
- Wydaję mi się, że to nie jest twoja sprawa co my tu robimy - brunet powiedział z irytacją w głosie. Przez zaszklone oczy, obserwowałam sytuację pomiędzy nimi, która wydawała się nie za ciekawa. Momentalnie usłyszałam dźwięk tłukącego się szkła, okazało się, że Niall rzucił na ziemie swoją butelkę z piwem. Miałam wrażenie, że cały alkohol jaki miał w organiźmie nagle wyparował.
- Jeżeli to nie jest moja sprawa, to zmień swoje zachowanie w stosunku do niej. Spójrz na nią! Nie widzisz, że jest cała roztrzęsiona?!
- A, od kiedy ty jesteś taki troskliwy o innych, co? Sam pewnie gdybyś miał okazję to byś ją posuwał.
Patrzyłam jak Niall zbliża się do Jacob'a, byłam niemal pewna, że za chwilę między nimi może zacząć się bójka. Blondyn był bardziej zdenerwowany od bruneta. Ale czy to możliwe, że przejął się aż tak moim losem, w ogóle mnie nie znając? Jedyne czego teraz chciałam to, to aby to się już skończyło, niechciałam teraz patrzeć na Jacob'a.
- Ogarnij się, człowieku! Ona ma tylko 16 lat, nie robi to dla ciebie żadnej różnicy?! - Niall zaczął popychać Jacob'a, ale ten drugi się tak łatwo nie dawał, dlatego też po chwili obaj zaczęli się bić.
Ja stałam nadal przy ścianie i zanosiłam się płaczem. Powinnam przestać i próbować ich jakoś rozdzielić, ale wszystko nadal we mnie siedziało, a ja czułam jakby cały alkohol, który wypiłam nagle ze mnie wyparował. Może dla innych będzie to dziwne, ale nie miałam pretensji do Jacob'a, ale tylko do siebie. Wstydziłam się nawet spojrzeć w lustro. Czułam wstręt do samej siebie, bo sama doprowadziłam do takiej sytuacji.
Patrzyłam na nich jak głupia i nawet nie ruszyłam się w ich stronę. Nie wiem czy bałam się ich obu czy, choć powinnam, niechciałam się mieszać w tę sytuację. Lecz, kiedy jakimś cudem, zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji, otarłam łzy i ruszyłam w ich kierunku.
- Przestańcie! Przestańcie się bić! Przecież to do niczego nie prowadzi! - krzyknęłam, próbując ich rozdzielić, ale oni byli tak pochłonięci bójką, że nawet chyba mnie nie słyszeli. W końcu jednak położyłam ręce na ramieniu jednego z nich i próbowałam go odciągnąć. Jak się okazało był to Niall. Gdy poczuł mój dotyk, odwrócił się w moją stronę.
- Proszę, przestańcie - powiedziałam dość cicho, bo nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać, w końcu wcześniej nie był dla mnie zbyt miły.
- Kiedyś się jeszcze policzymy - rzucił w stronę Jacob'a, a potem odszedł, ignorując mnie w ogóle. Spodziewałam się tego po nim, ale mógł chociaż coś powiedzieć, a nie tak po prostu wyjść.
Potym jak zostaliśmy z brunetem sami, minęła chwila, ale nie odważyłam się na niego spojrzeć. Obarczałam siebie całą winą za ten wieczór. Gdybym tyle nie piła, nic by się nie stało, a tak to wyszła moja głupota. Po chwili wzięłam przykład z Niall'a i udałam się do wyjścia z łazienki. Jacob nawet nie nie powiedział i nie byłam tym faktem zdziwiona. Po niecałych 5 minutach byłam już na zewnątrz, udało mi się wyjść niezauważona przez nikogo.
Mimo szpilek i dość pijanego stanu szłam najszybciej jak potrafiłam, do domu. Było przed trzecią nad ranem, a ulice rozświetlały lampy umieszczone przy ulicy. Co chwila jakaś grupka wracała z imprezy, klubu lub dyskoteki. Starałam nie zwracać na nikogo uwagi i iść w swoją stronę. Dlatego, że szłam dość szybkim tempem, mocno się chwiejąc na lewą i prawą stronę.
Po około 25 minutach byłam pod domem. W środku nie świeciło się żadne światło, co mi też ułatwiło sprawę, bo nie będę musiała się nikomu tłumaczyć, przynajmniej teraz. Weszłam najciszej jak potrafiłam do środka, ściągając też przed drzwiami buty, aby nie robiły one odgłosu, jaki nie był mi potrzebny. Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe i udałam się na górę, bez żadnego problemu.
Wchodząc do pokoju, od razu udałam się w stronę szafy i wyjęłam z niej bluzkę i majtki do spania. Nie miałam siły się myć, dlatego też od razu potym jak sie przebrałam położyłam się w swoim łóżku. Przykryta kołdrą, powoli odpływałam w krainę morfeusza.
~#~
Miałam jeszcze trochę napisać w tym rozdziale, ale zrezygnowałam, ponieważ długo nie było już rozdziału, z czego jestem zła na siebie.
Mam wielką prośbę, abyście wzięli udział w ankiecie "Jakie wolicie ff?". To dla mnie bardzo ważne.
P.s Liczę na wasze komentarze
Zapraszam na aska :)
ask.fm/Juliaa650
Strony
▼
poniedziałek, 29 czerwca 2015
sobota, 20 czerwca 2015
Rozdział 5
Gdy usiadłam przy stoliku, każdy był roześmiany i rozgadany, oprócz tego chłopaka, Niall'a. Odkąd doszliśmy z moim bratem do towarzystwa, nie zauważyłam, aby chociaż jednym słowem się odezwał. Był jakiś inny.
Od pierwszego momentu zaczęłam rozglądać się czy w klubie znajduje się również Jacob i nie zauważyłam go, ale szybko moja nadzieja, została rozwiana. Gdy usiadłam, on się pojawił. Jak zauważyłam był przy barze po alkohol. Spojrzałam na Jake'a, który wzruszył ramionami, no cóż będę musiała zachowywać się normalnie, jak zawsze przy nich, z tym małym wyjątkiem, ale dam radę.
Sięgnęłam do stolika po szklankę alkoholu, z której wypiłam łyk i odstawiłam na miejsce. Wiem, że miałam zachowywać się normalnie, ale nagle do mojej głowy przywołały się myśli o Jacob'ie. Bo co jeśli Jake przed tym by wyszedł na chwilę, czy posunął by się za daleko? Właśnie to pytanie mnie trapiło. Nie pomagał mi też fakt, że siedział na przeciwko mnie. W jednej chwili potrząsnęłam głową, aby wypadły z niej wszystkie myśli.
Gdy zerknęłam w stronę blondyna, zauważyłam to. Przypomniałam sobie, że gdy parę dni temu wracałam od znajomych, spotkałam na ulicy chłopaka, który był w strasznym stanie. I to był on. Niall. Właśnie wtedy zrodziła się we mnie iskierka nadzieji, która mówiła, że będę miała szansę mu pomóc. W końcu mój brat go za pewne zna.
- Masz zamiar się do mnie teraz nie odzywać? - usłyszałam za sobą głos i słowa wypowiadane wprost do mojego ucha, od razu wiedziałam, że do Jacob.
- Trzeba było pomyśleć wcześniej, a nie się tak zachowywać - powiedziałam i z powrotem odwróciłam głowę od niego. Nie chciałam wdawać się w nim żadne dyskusję. Bardzo go lubiłam jak kolegę, ale myślę, że swoim zachowaniem zniszczył wszystko.
- Oh, przestań. To nie było nic wielkiego - powiedział i przekręcił oczami, po czym usiadł koło mnie. Nagle do moich nozdrzy doszedł zapach jego perfum. Może i byłam na niego wkurzona, ale to trzeba było mu przyznać, zawsze miał piękne perfumy.
- Może dla ciebie, według mnie zachowałeś się jak cham i na razie nie zamierzam zmienić zdania.
- Na razie? Czyli mam jeszcze jakieś szanse?
Zaczęłam się śmiać, ale nie na tyle głośno, aby każdy to usłyszał. On naprawdę tak myślał? Myślał, że może kiedyś moglibyśmy być razem? Przynajmniej ja tak wywnioskowałam, zrozumiałam. Ten chłopak jest jakiś niereformowalny.
- Wiesz Jacob, najlepiej będzie jeżeli zakończymy ten temat, a ty nie będziesz się do mnie zbliżał. Okej?
Chłopak skinął głową, wiedząc, że nie ma szans ze mną wygrać i usiadł na swoje wcześniejsze miejsce. Ja natomiast wzięłam kolejnego łyka ze szklanki.
Chciałam się dzisiaj dobrze bawić, ale lepiej by było gdyby była tu jakaś dziewczyna, a nie sami niewyżyci faceci, którzy tylko czekają aż jakaś dziewczyna zakręci się wokół nich. Co gorsza zawsze gdy z moim bratem gdzieś szłam, oni mnie podrywali. Jake się z tego śmiał, ale mnie czasami to po prostu irytowało.
Jak każda nastolatka w moim wieku chciałam mieć wspaniałego chłopaka, który będzie mnie kochał i się o mnie troszczył. Widziałam, że są to marzenia, bo chłopaka, który naprawdę będzie dobry, trudno dzisiaj spotkać. Ja chociaż miałam 16 lat nie byłam jeszcze w związku, a na zaczepki kumpli Jake'a nie reagowałam. Nie zamierzałam mieć chłopaka, który będzie ćpał i zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Ja po prostu nie chciałam dla kogoś być zabawką, którą jak się znudzi można wyrzucić w kąt.
Chłopacy już szukali jakiś dziewczyn na dzisiejszy wieczór. Jak można być tak niewyżytym i codziennie trzeba było uprawiać seks?! Fakt, nie robiłam tego jeszcze nigdy i nie wiedziałam jaka może być z tego przyjemność, ale no na Boga. Jednak nie zamierzałam nic mówić, bo to nie moja sprawa. Po prostu to były moje myśli.
Poprawiłam się wygodniej na kanapie, koloru bordowego i założyłam lewą nogę na prawą. Wiedziałam, że teraz będzie widać mi więcej nóg, ale zaczynałam mieć to w dupie. W końcu była to impreza, a ja zamierzałam się rozluźnić. Gdy odwróciłam się w stronę towarzystwa, z tego powodu, iż siedziałam prawie, że na końcu, zauważyłam jak Niall podniósł swój wzrok i spojrzał na mnie. Najpierw popatrzył przez chwilę na moją twarz, a następnie zjechał niżej i niżej, potem znowu powracając na moją twarz, lecz szybko odwrócił wzrok. Ja również po chwili przestałam się na niego patrzeć.
Kiedy przyglądałam się ich rozmowie, z której i tak dużo nie słyszałam przez głośną muzykę, jeden z chłopaków do mnie podszedł. Od razu rozpoznałam tę lokowaną, brązową czuprynę. Harry. Spoglądając na jego twarz uśmiechnęłam się, był to mój popaprany kuzyn, który trzyma się z Jake'iem. Ze mną raczej nie, ponieważ mamy różne charaktery i za pewne nie dogadalibyśmy się, ale gdy spotykaliśmy się to nie kłóciliśmy się.
- Zatańczysz? - wystawił w moim kierunku dłoń, a ja ją złapałam i się do niego uśmiechnęłam. Harry prowadził mnie na parkiet, a ja się go trzymałam.
Gdy ustaliśmy w odpowiednim miejscu, właśnie zaczęła grać z głośników wolna piosenka. Zawiesiłam ręce na jego szyji, a on swoje położył na moich biodrach. Tańczył on bardzo dobrze, od kiedy pamiętam, przy nim ja nic nie potrafiłam.
- O co chodzi z tobą i Jacob'em? - spytał do mojego ucha, tak tylko mogłam usłyszeć co mówi.
- O nic. Skąd w ogóle to pytanie?
- Widziałem jak kilkanaście minut temu do ciebie podszedł, a ty wyraźnie nie byłaś zachwycona tym faktem. Z waszej rozmowy również można było wyczytać, że się pokłóciliście.
Westchnęłam, nie miałam ochoty teraz z nikim rozmawiać na ten temat. Przecież nic wielkiego się nie stało, a Jake i Harry, robią z tego wielkie przedstawienie. Mój brat się o mnie martwi, ale szatyn jestem przekonana, że robi to tylko iwyłoncznie z ciekawości, ale nie brałam tego w ogóle do siebie. Bo po co?
- Eh. Jacob to dupek, tyle ci powiem.
- Czy wy jesteście... razem? - spytał, a ja ledwo powstrzymałam w sobie śmiech.
- Nigdy w życiu - skomentowałam krótko, a potem skupiliśmy się na tańcu który upłynął w przyjemnej atmosferze.
Gdy na sali rozbrzmiały ostatnie dźwięki piosenki, odeszliśmy w przeciwne kierunki. Ja poszłam z powrotem do stolika, a Harry zniknął w tłumie tańczących. Zauważyłam, że przy stoliku nie ma już w paru osób. Dochodząc do niego, usiadłam na swoim starym miejscu.
***Oczami Niall'a***
Wcale nie chciałem wychodzić dzisiaj wieczorem do żadnego klubu. To moi kumple namówili mnie na wyjście, mówiąc, że przyjdzie siostra Jake'a. Ja, jak to ja skusiłem się na to. Nie miałem nigdy okazji jej zobaczyć, a z tego co oni mówili, jest ślicznotką i nie mylili się. Była seksowną ślicznotką, ale do niej mnie nie przyciągało, tak jak do innych dziewczyn.
Ogólnie dzisiaj nie miałem humoru na imprezowanie, a wszystko za sprawą wydarzeń, które miały miejsce po południu. Od tematej pory straciłem humor, może nie dosadnie, ale radosny też nie byłem.
Wracałem ze swojego mieszkania, do domu rodziców. Nie miałem ochoty dziś tam iść, ale skończyła mi się kasa i musieli mi ją dać. Jacy byli, tacy byli, ale matka nigdy nie odmówiła mi pieniędzy, chociaż nie była jakaś super. Oboje z ojcem nie byli jacyś fajni i wiele razy słyszałem docinki z ich strony, ale jest faktem to, że nigdy nie odmówili mi tego jednego.
Szedłem powolnym krokiem z rękami schowanymi w kieszeniach spodni, nie spieszyło mi się nigdzie. Była sobota i wiedziałem, że rodzice o tej porze są w domu. Minęło około pół godziny zanim doszedłem na miejsce. Na podjeździe koło domu zobaczyłem dwa samochody, jeden należący do rodziców, a drugi do mojego starszego brata Greg'a.
Greg miał 28 lat i był adwokatem. Nie poszedł on w ślady rodziców, jak to chciał ojciec, żeby pracował w ich firmie, a za kilkanaście lat ją przejmie, lecz on od zawsze pragnął być adwokatem i to właśnie zrobił. Nigdy nie miałem z nim dobrych stosunków, zawsze uważał się za lepszego odemnie.
Wchodząc do domu od razu usłyszałem rozmowę dobiegającą z salonu, w której uczestniczyli rodzice i Greg. Zamknąłem drzwi po cichu tak, że tego nie usłyszeli, dlatego też nie przerywali swojej dyskusji. Wszystkie pary oczu spoczęły na mnie, kiedy wszedłem do salonu.
- Dobrze, że jesteś, bo musimy sobie coś wyjaśnić - zaczął ojciec, wstając z kanapy i podchodząc do mnie. - Możesz mi kurwa wyjaśnić, co kolejny raz robiłeś w areszcie?! - powiedział podniesionym głosem, ale na mnie to już od dawna nie działało. Za każdym razem, kiedy wykręciłem jakiś numer, słyszałem podobnie cały czas.
- Jestem dorosły i robię co chcę, a wy już nie ponosicie za mnie odpowiedzialności, więc nie wiem po co te nerwy.
- wzruszyłem ramionami, ojciec wyraźnie nie był w dobrym humorze, ale nie z powodu tego co robię ze swoim życiem, tylko boi się co ludzie sobie pomyślą.
- Skoro jesteś taki dorosły to sam zarabiaj na siebie, a nie przychodzisz do mnie i do matki gdy ci zabraknie pieniędzy. Chyba, że nadal zarabiasz tak jak wtedy, gdy miałeś po 16/17 lat - spojrzałem na niego z pogardą w oczach od zawsze go nienawidziłem.
- Przynajmniej nie jestem takim dupkiem, jak ty - powiedziałem, ale zaraz przestałem o czym kolwiek myśleć, ojciec uderzył mnie w nos.
Może i jestem twardy i nie przepadam za swoim ojcem, ale nigdy nie wybaczę mu tego co zrobił parę godzin temu. Oczywiście, że biłem się dużo razy, ale teraz uderzył mnie mój ojciec, przez co moja nienawiść do niego jeszcze bardziej wzrosła. Przez tę całą sytuację nie miałem nawet ochoty wyrwać jakieś dziewczyny, co było do mnie nie podobne, ale przyszedłem tu, aby się odstresować, a nie lądować znowu z jaką panną w łóżku.
Siedząc przy barze i zamawiając kolejne piwo, zauważyłem, że ktoś siada obok mnie. Gdy spojrzałem na ów postać, dostrzegłem, że jest to Jacob. Chłopak zamówił piwo, które po chwili dostał i odwrócił się w moją stronę.
- I co, niezła jest siostrzyczka Jake'a, co? - spytał, a ja upiłem jeden łyk ze swojego kufla, po czym zacząłem mu odpowiadać na wcześniej zadane pytanie.
- Normalna - odpowiedziałem, a on prychnął.
- Ona jest normalna?! Może dla ciebie. Dla mnie to jest ślicznotka, która niedługo będzie moja. Tylko Jake musi przestać jej tak pilnować.
Po skończonej wypowiedzi Jacob'a, odwróciłem się w stronę stolika gdzie siedziała Bella. Rozmawiała właśnie z Zayn'em i się śmiała. Może i się myliłem, była bardzo ładna, ale dla mnie trochę za młoda. Nie wiedziałem czemu, ale nie mogłem oderwać od nich wzroku, dopiero to zrobiłem gdy Jacob mnie szturchnął.
***
Byliśmy w klubie już od kilku godzin, a ja byłem coraz bardziej pijany, chociaż wątpiłem czy można bardziej się napić, niż ja do tej pory to zrobiłem. Siedziałem przy stoliku i zamawiałem kolejne piwo. Od dłuższego czasu zauważyłem jak Bella mi się przygląda, wkurzało mnie to, ale nie chciałem być nie miły. Lecz gdy miarka się przebrała, bo miałem już tego po prostu dosyć, nie wytrzymałem.
- Czy możesz przestać mi się tak ciągle przyglądać?! To trochę denerwujące.
- Ja po prostu uważam że nie powinieneś już więcej pić, bo naprawdę wyglądasz nie za ciekawie - powiedziała, a ja chwiejnym ruchem do niej podszedłem. Przypomniałem sobie, że to właśnie ona w owy wieczór gdy złapała mnie policja, zaczepiła mnie na ulicy.
- Ale nie uważasz, że jest to tylko MOJA sprawa. Byłbym wdzięczny gdybyś przestała się wtrącać w moje życie.
- Ale ja ci tylko mówię, to co widzę jako osoba z boku. Nie wyglądasz najlepiej - zaśmiałem się. Nie była nikim mi bliskim, aby wtrącała się w moje życie.
- Masz mnie za idiotę? Wiem co robię, jak tak się upijam. Będę ci bardzo wdzięczny, jeżeli zostawisz mnie tu samego.
Już po chwili dziewczyna odeszła, a ja zostałem sam przy stoliku.
~#~
Na początku chciałbym bardzo mocno przeprosić za to że tak długo nie było rozdziału. W końcu to aż 10 dni. Teraz postaram się dodawać częściej, ale też niczego nie obiecuję.
Druga sprawa to taka, że pod poprzednim rozdziałem znalazły się tylko 2 komentarze. Bardzo proszę, abyście je komentowali, bo to bardzo dużo znaczy.
Trzecia sprawa to, to abyście napisali w komentarzu czy wolicie opowiadanie ze sławnym 1D czy z normalnym.
Zapraszam wszystkich na aska :)
ask.fm/Juliaa650
Od pierwszego momentu zaczęłam rozglądać się czy w klubie znajduje się również Jacob i nie zauważyłam go, ale szybko moja nadzieja, została rozwiana. Gdy usiadłam, on się pojawił. Jak zauważyłam był przy barze po alkohol. Spojrzałam na Jake'a, który wzruszył ramionami, no cóż będę musiała zachowywać się normalnie, jak zawsze przy nich, z tym małym wyjątkiem, ale dam radę.
Sięgnęłam do stolika po szklankę alkoholu, z której wypiłam łyk i odstawiłam na miejsce. Wiem, że miałam zachowywać się normalnie, ale nagle do mojej głowy przywołały się myśli o Jacob'ie. Bo co jeśli Jake przed tym by wyszedł na chwilę, czy posunął by się za daleko? Właśnie to pytanie mnie trapiło. Nie pomagał mi też fakt, że siedział na przeciwko mnie. W jednej chwili potrząsnęłam głową, aby wypadły z niej wszystkie myśli.
Gdy zerknęłam w stronę blondyna, zauważyłam to. Przypomniałam sobie, że gdy parę dni temu wracałam od znajomych, spotkałam na ulicy chłopaka, który był w strasznym stanie. I to był on. Niall. Właśnie wtedy zrodziła się we mnie iskierka nadzieji, która mówiła, że będę miała szansę mu pomóc. W końcu mój brat go za pewne zna.
- Masz zamiar się do mnie teraz nie odzywać? - usłyszałam za sobą głos i słowa wypowiadane wprost do mojego ucha, od razu wiedziałam, że do Jacob.
- Trzeba było pomyśleć wcześniej, a nie się tak zachowywać - powiedziałam i z powrotem odwróciłam głowę od niego. Nie chciałam wdawać się w nim żadne dyskusję. Bardzo go lubiłam jak kolegę, ale myślę, że swoim zachowaniem zniszczył wszystko.
- Oh, przestań. To nie było nic wielkiego - powiedział i przekręcił oczami, po czym usiadł koło mnie. Nagle do moich nozdrzy doszedł zapach jego perfum. Może i byłam na niego wkurzona, ale to trzeba było mu przyznać, zawsze miał piękne perfumy.
- Może dla ciebie, według mnie zachowałeś się jak cham i na razie nie zamierzam zmienić zdania.
- Na razie? Czyli mam jeszcze jakieś szanse?
Zaczęłam się śmiać, ale nie na tyle głośno, aby każdy to usłyszał. On naprawdę tak myślał? Myślał, że może kiedyś moglibyśmy być razem? Przynajmniej ja tak wywnioskowałam, zrozumiałam. Ten chłopak jest jakiś niereformowalny.
- Wiesz Jacob, najlepiej będzie jeżeli zakończymy ten temat, a ty nie będziesz się do mnie zbliżał. Okej?
Chłopak skinął głową, wiedząc, że nie ma szans ze mną wygrać i usiadł na swoje wcześniejsze miejsce. Ja natomiast wzięłam kolejnego łyka ze szklanki.
Chciałam się dzisiaj dobrze bawić, ale lepiej by było gdyby była tu jakaś dziewczyna, a nie sami niewyżyci faceci, którzy tylko czekają aż jakaś dziewczyna zakręci się wokół nich. Co gorsza zawsze gdy z moim bratem gdzieś szłam, oni mnie podrywali. Jake się z tego śmiał, ale mnie czasami to po prostu irytowało.
Jak każda nastolatka w moim wieku chciałam mieć wspaniałego chłopaka, który będzie mnie kochał i się o mnie troszczył. Widziałam, że są to marzenia, bo chłopaka, który naprawdę będzie dobry, trudno dzisiaj spotkać. Ja chociaż miałam 16 lat nie byłam jeszcze w związku, a na zaczepki kumpli Jake'a nie reagowałam. Nie zamierzałam mieć chłopaka, który będzie ćpał i zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Ja po prostu nie chciałam dla kogoś być zabawką, którą jak się znudzi można wyrzucić w kąt.
Chłopacy już szukali jakiś dziewczyn na dzisiejszy wieczór. Jak można być tak niewyżytym i codziennie trzeba było uprawiać seks?! Fakt, nie robiłam tego jeszcze nigdy i nie wiedziałam jaka może być z tego przyjemność, ale no na Boga. Jednak nie zamierzałam nic mówić, bo to nie moja sprawa. Po prostu to były moje myśli.
Poprawiłam się wygodniej na kanapie, koloru bordowego i założyłam lewą nogę na prawą. Wiedziałam, że teraz będzie widać mi więcej nóg, ale zaczynałam mieć to w dupie. W końcu była to impreza, a ja zamierzałam się rozluźnić. Gdy odwróciłam się w stronę towarzystwa, z tego powodu, iż siedziałam prawie, że na końcu, zauważyłam jak Niall podniósł swój wzrok i spojrzał na mnie. Najpierw popatrzył przez chwilę na moją twarz, a następnie zjechał niżej i niżej, potem znowu powracając na moją twarz, lecz szybko odwrócił wzrok. Ja również po chwili przestałam się na niego patrzeć.
Kiedy przyglądałam się ich rozmowie, z której i tak dużo nie słyszałam przez głośną muzykę, jeden z chłopaków do mnie podszedł. Od razu rozpoznałam tę lokowaną, brązową czuprynę. Harry. Spoglądając na jego twarz uśmiechnęłam się, był to mój popaprany kuzyn, który trzyma się z Jake'iem. Ze mną raczej nie, ponieważ mamy różne charaktery i za pewne nie dogadalibyśmy się, ale gdy spotykaliśmy się to nie kłóciliśmy się.
- Zatańczysz? - wystawił w moim kierunku dłoń, a ja ją złapałam i się do niego uśmiechnęłam. Harry prowadził mnie na parkiet, a ja się go trzymałam.
Gdy ustaliśmy w odpowiednim miejscu, właśnie zaczęła grać z głośników wolna piosenka. Zawiesiłam ręce na jego szyji, a on swoje położył na moich biodrach. Tańczył on bardzo dobrze, od kiedy pamiętam, przy nim ja nic nie potrafiłam.
- O co chodzi z tobą i Jacob'em? - spytał do mojego ucha, tak tylko mogłam usłyszeć co mówi.
- O nic. Skąd w ogóle to pytanie?
- Widziałem jak kilkanaście minut temu do ciebie podszedł, a ty wyraźnie nie byłaś zachwycona tym faktem. Z waszej rozmowy również można było wyczytać, że się pokłóciliście.
Westchnęłam, nie miałam ochoty teraz z nikim rozmawiać na ten temat. Przecież nic wielkiego się nie stało, a Jake i Harry, robią z tego wielkie przedstawienie. Mój brat się o mnie martwi, ale szatyn jestem przekonana, że robi to tylko iwyłoncznie z ciekawości, ale nie brałam tego w ogóle do siebie. Bo po co?
- Eh. Jacob to dupek, tyle ci powiem.
- Czy wy jesteście... razem? - spytał, a ja ledwo powstrzymałam w sobie śmiech.
- Nigdy w życiu - skomentowałam krótko, a potem skupiliśmy się na tańcu który upłynął w przyjemnej atmosferze.
Gdy na sali rozbrzmiały ostatnie dźwięki piosenki, odeszliśmy w przeciwne kierunki. Ja poszłam z powrotem do stolika, a Harry zniknął w tłumie tańczących. Zauważyłam, że przy stoliku nie ma już w paru osób. Dochodząc do niego, usiadłam na swoim starym miejscu.
***Oczami Niall'a***
Wcale nie chciałem wychodzić dzisiaj wieczorem do żadnego klubu. To moi kumple namówili mnie na wyjście, mówiąc, że przyjdzie siostra Jake'a. Ja, jak to ja skusiłem się na to. Nie miałem nigdy okazji jej zobaczyć, a z tego co oni mówili, jest ślicznotką i nie mylili się. Była seksowną ślicznotką, ale do niej mnie nie przyciągało, tak jak do innych dziewczyn.
Ogólnie dzisiaj nie miałem humoru na imprezowanie, a wszystko za sprawą wydarzeń, które miały miejsce po południu. Od tematej pory straciłem humor, może nie dosadnie, ale radosny też nie byłem.
Wracałem ze swojego mieszkania, do domu rodziców. Nie miałem ochoty dziś tam iść, ale skończyła mi się kasa i musieli mi ją dać. Jacy byli, tacy byli, ale matka nigdy nie odmówiła mi pieniędzy, chociaż nie była jakaś super. Oboje z ojcem nie byli jacyś fajni i wiele razy słyszałem docinki z ich strony, ale jest faktem to, że nigdy nie odmówili mi tego jednego.
Szedłem powolnym krokiem z rękami schowanymi w kieszeniach spodni, nie spieszyło mi się nigdzie. Była sobota i wiedziałem, że rodzice o tej porze są w domu. Minęło około pół godziny zanim doszedłem na miejsce. Na podjeździe koło domu zobaczyłem dwa samochody, jeden należący do rodziców, a drugi do mojego starszego brata Greg'a.
Greg miał 28 lat i był adwokatem. Nie poszedł on w ślady rodziców, jak to chciał ojciec, żeby pracował w ich firmie, a za kilkanaście lat ją przejmie, lecz on od zawsze pragnął być adwokatem i to właśnie zrobił. Nigdy nie miałem z nim dobrych stosunków, zawsze uważał się za lepszego odemnie.
Wchodząc do domu od razu usłyszałem rozmowę dobiegającą z salonu, w której uczestniczyli rodzice i Greg. Zamknąłem drzwi po cichu tak, że tego nie usłyszeli, dlatego też nie przerywali swojej dyskusji. Wszystkie pary oczu spoczęły na mnie, kiedy wszedłem do salonu.
- Dobrze, że jesteś, bo musimy sobie coś wyjaśnić - zaczął ojciec, wstając z kanapy i podchodząc do mnie. - Możesz mi kurwa wyjaśnić, co kolejny raz robiłeś w areszcie?! - powiedział podniesionym głosem, ale na mnie to już od dawna nie działało. Za każdym razem, kiedy wykręciłem jakiś numer, słyszałem podobnie cały czas.
- Jestem dorosły i robię co chcę, a wy już nie ponosicie za mnie odpowiedzialności, więc nie wiem po co te nerwy.
- wzruszyłem ramionami, ojciec wyraźnie nie był w dobrym humorze, ale nie z powodu tego co robię ze swoim życiem, tylko boi się co ludzie sobie pomyślą.
- Skoro jesteś taki dorosły to sam zarabiaj na siebie, a nie przychodzisz do mnie i do matki gdy ci zabraknie pieniędzy. Chyba, że nadal zarabiasz tak jak wtedy, gdy miałeś po 16/17 lat - spojrzałem na niego z pogardą w oczach od zawsze go nienawidziłem.
- Przynajmniej nie jestem takim dupkiem, jak ty - powiedziałem, ale zaraz przestałem o czym kolwiek myśleć, ojciec uderzył mnie w nos.
Może i jestem twardy i nie przepadam za swoim ojcem, ale nigdy nie wybaczę mu tego co zrobił parę godzin temu. Oczywiście, że biłem się dużo razy, ale teraz uderzył mnie mój ojciec, przez co moja nienawiść do niego jeszcze bardziej wzrosła. Przez tę całą sytuację nie miałem nawet ochoty wyrwać jakieś dziewczyny, co było do mnie nie podobne, ale przyszedłem tu, aby się odstresować, a nie lądować znowu z jaką panną w łóżku.
Siedząc przy barze i zamawiając kolejne piwo, zauważyłem, że ktoś siada obok mnie. Gdy spojrzałem na ów postać, dostrzegłem, że jest to Jacob. Chłopak zamówił piwo, które po chwili dostał i odwrócił się w moją stronę.
- I co, niezła jest siostrzyczka Jake'a, co? - spytał, a ja upiłem jeden łyk ze swojego kufla, po czym zacząłem mu odpowiadać na wcześniej zadane pytanie.
- Normalna - odpowiedziałem, a on prychnął.
- Ona jest normalna?! Może dla ciebie. Dla mnie to jest ślicznotka, która niedługo będzie moja. Tylko Jake musi przestać jej tak pilnować.
Po skończonej wypowiedzi Jacob'a, odwróciłem się w stronę stolika gdzie siedziała Bella. Rozmawiała właśnie z Zayn'em i się śmiała. Może i się myliłem, była bardzo ładna, ale dla mnie trochę za młoda. Nie wiedziałem czemu, ale nie mogłem oderwać od nich wzroku, dopiero to zrobiłem gdy Jacob mnie szturchnął.
***
Byliśmy w klubie już od kilku godzin, a ja byłem coraz bardziej pijany, chociaż wątpiłem czy można bardziej się napić, niż ja do tej pory to zrobiłem. Siedziałem przy stoliku i zamawiałem kolejne piwo. Od dłuższego czasu zauważyłem jak Bella mi się przygląda, wkurzało mnie to, ale nie chciałem być nie miły. Lecz gdy miarka się przebrała, bo miałem już tego po prostu dosyć, nie wytrzymałem.
- Czy możesz przestać mi się tak ciągle przyglądać?! To trochę denerwujące.
- Ja po prostu uważam że nie powinieneś już więcej pić, bo naprawdę wyglądasz nie za ciekawie - powiedziała, a ja chwiejnym ruchem do niej podszedłem. Przypomniałem sobie, że to właśnie ona w owy wieczór gdy złapała mnie policja, zaczepiła mnie na ulicy.
- Ale nie uważasz, że jest to tylko MOJA sprawa. Byłbym wdzięczny gdybyś przestała się wtrącać w moje życie.
- Ale ja ci tylko mówię, to co widzę jako osoba z boku. Nie wyglądasz najlepiej - zaśmiałem się. Nie była nikim mi bliskim, aby wtrącała się w moje życie.
- Masz mnie za idiotę? Wiem co robię, jak tak się upijam. Będę ci bardzo wdzięczny, jeżeli zostawisz mnie tu samego.
Już po chwili dziewczyna odeszła, a ja zostałem sam przy stoliku.
~#~
Na początku chciałbym bardzo mocno przeprosić za to że tak długo nie było rozdziału. W końcu to aż 10 dni. Teraz postaram się dodawać częściej, ale też niczego nie obiecuję.
Druga sprawa to taka, że pod poprzednim rozdziałem znalazły się tylko 2 komentarze. Bardzo proszę, abyście je komentowali, bo to bardzo dużo znaczy.
Trzecia sprawa to, to abyście napisali w komentarzu czy wolicie opowiadanie ze sławnym 1D czy z normalnym.
Zapraszam wszystkich na aska :)
ask.fm/Juliaa650
środa, 10 czerwca 2015
Rozdział 4
Budząc się rano, poczułem jak moja klatka piersiowa się porusza. Niechętnie otworzyłem oczy i zobaczyłem tę samą dziewczynę, z którą spędziłem noc. Oddychała równomiernie, co oznaczało, że jeszcze spała. Gdy spała wyglądała naprawdę słodko, ale niezamierzałem się nad nią rozczulać.
Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, po czym skierowałem się do kochni, w której wlałem sobie wody. Niezaprzeczę, miałem kaca, ale nie takiego dużego, jak to bywało częściej. Nathalie, bo tak miała ona na imię, okazała się nie być taka trudna, jak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Wystarczyło parę czułych słówek i komplementów, aby była moja i nie żałowałem.
Na razie niczego mi nie brakowało, po mimo tego, że nie wziąłem wczoraj żadnego narkotyku. Dobrze bawiłem się wczoraj w klubie, a w nocy wypełniłem swoje potrzeby. Czego chcieć więcej?
W moim wypadku niczego, może z wyjątkiem heroiny lub czegoś innego, czego będę potrzebował za parę godzin. I właśnie tak wygląda moje życie, imprezy, narkotyki, alkohol i dziewczyny.
Gdy chciałem się odwrócić i wyjść z pomieszczeniu, poczułem jak ktoś z tyłu mnie obejmuje. Nathalie, jak połowa dziewczyn, z którymi spędziłem noc, za pewne robiła sobie nadzieję, że coś może być pieniędzy nami, ale będę musiał rozwiać jej wątpliwości.
- Co ty robisz? - spytałem, kiedy odwróciłem się w jej stronę.
- Chciałam się tylko przywitać - powiedziała dość zmieszana i niepewna. Na jej słowa przekręciłem tylko oczami. Czy ja wyglądam na faceta, który bawi się w związki? Nie.
- Jeżeli tak, to musimy sobie coś wyjaśnić. To, że spędziliśmy razem, bardzo fajnie, noc...
- Też ci się podobało? - spytała uwodzicielsko i zarzuciła swoje ręce na moją szyję, ale ja po chwili je zabrałem.
- To, że spędziliśmy razem, bardzo fajnie noc, powtarzam. To nie znaczy, że możemy być razem czy coś podobnego. Chcę, żebyś wiedziała, że ja nie bawię się w związki, które trwają więcej niż jedną noc, chociaż tego nie można tak nazwać.
Prawdę powiedziawszy nie obchodziła mnie jej reakcja, mogłaby nawet się wydzierać, a na mnie nie zrobiłoby to większego znaczenia. Ona jednak patrzyła na mnie i nic nie mówiła, a na jej ustach można było zobaczyć mały uśmiech. Nie wiedziałem o co jej może chodzić, spodziewałem się, że gdy tylko jej powiem prawdę, odwróci się napięcie i trzaśnie za sobą drzwiami. A tu zupełnie coś innego.
- Nie jesteś sam. Ja też mam już dość związków. Więc w związku z tym, możemy zawrzec czysty układ.
Uwodziła mnie pod każdym względem. A co ja mogłem zrobić? Jestem tylko facetem, a ona dziewczyną i w dodatku bardzo atrakcyjną. Gdy wczoraj zobaczyłem ją pierwszy raz, myślałem, że jest nieśmiałą dziewczynką, ale dość szybko zmieniłem o niej zdanie. A teraz, stała przede mną prawie naga i składała propozycję, o której nie miałem zielonego pojęcia.
- Co masz na myśli? - spytałem, a ona podeszła do mnie bliżej, tak, że dzieliły nas tylko milimetry.
- Możemy wejść w układ, tylko seks. Żadnych uczuć, zobowiązań, ani nic podobnego. Będzie na łączył tylko seks.
Po jej słowach od razu się uśmiechnąłem. Nie wiem czy jakaś dziewczyna odważyłaby się złożyć taką propozycję, ale ona tak. Byłem nie mal pewny, aby w to wejść, ale miałem jedno, ale. Co jeżeli ona coś poczuje? Oczywiście, powiedziała, że żadnych uczuć, ale wszyscy wiemy jakie są kobiety. Też byłam człowiekiem i nie chciałem nikogo ranić. Po jednej nocy jest to o wiele łatwiejsze, niż jeżeli byśmy spotykali się co jakiś czas na seks, a ona mogłaby coś poczuć.
Jeszcze raz spojrzałem na nią, kiedy patrzyła się na mnie uwodzicielskim wzrokiem. Pomimo tego, o czym myślałem kilka chwil temu, nie umiałem jej odmówić, a taki układ bardzo mi odpowiadał.
- Zgoda, ale pamiętaj, tylko seks.
- Przecież sama to zaproponowałam, więc wiem. Nie musisz się martwić. A teraz, do zobaczenia. Muszę iść. Zadzwoń.
Jeszcze przez chwilę odprowadzałem jej ciało do drzwi kuchni, aż z niej nie wyszła. Nawet cieszyłem się z jej propozycji i z tego, że się zgodziłem. Przecież to był najlepszy układ w moim życiu, do tej pory.
***Oczami Belli***
Od godziny siedziałam z Jake'iem u jego kumpla, Jacob'a i musiałam wysłuchiwać ich nadętych gadek. Nawet miałam wrażenie, że zapomnieli o mojej obecność, bo byli tak pochłonięci rozmową. Obserwowałam tylko o jakim obecnie żałosnym temacie rozmawiają, a momentami było mi ich aż żal.
Były to takie duże dzieci. Pół mężczyźni i pół dzieci, jednym słowem takie pociechy, które zawsze cię pocieszyły, albo starały się to zrobić. W jednym byli oboje podobni, byli to typowi podrywacze. Nie przepuśicili żadnej dziewczyny, która wpadła im w oko, a mi szczerze powiedziawszy było ich wszystkich szkoda.
- Bella, zatańczysz ze mną wieczorem? - spojrzałam na Jacob'a z głupią miną, kiedy to usłyszałam, ale nie miałam czasu, aby mu się tak przyglądać, bo za chwilę usiadł obok mnie.
- Jedno słowo, SPADAJ - Jacob się uśmiechnął i objął mnie ramieniem. Nie był on brzydki, a wręcz przeciwnie, był bardzo przystojnym chłopakiem, ale niepodobał mi się w ten sposób, aby się w nim zakochać.
- Czemu jesteś dla mnie taka nie miła, co? - brunet, wziął kosmyk moich włosów za ucho i wpatrywał się w moją twarz. Myślałam, że wzrokiem mi ją zaraz wypali, serio.
- A czemu ty jesteś taki nachalny? - spytałam i założyłam rękę na rękę. Mogłam usłyszeć, że wywołałam śmiech u mojego brata, kiedy wypowiedziałam swoje słowa.
Brunet patrzył na mnie przez chwilę, a potem ułożył swoją ręke na moim kolanie. Spojrzałam najpierw na to miejsce, a potem z powrotem na chłopaka, który delikatnie się uśmiechał. Mogłam poczuć jak je gładzi, a potem jego ręka wędruje coraz niżej. Czy ten facet nie ma wstydu?! Przecież obok na fotelu siedzi mój brat! A on nawet nie był tym skrępowany, przecież to jest chore.
On to nadal robił. Zjeżdżał ręką coraz niżej, prawie do mojego miejsca intymnego, a potem znowu powracał na kolano. I ten perfidny uśmiech. Nie wiem co się ze mną stało, ale po prostu mnie sparaliżowało. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, nic. Siedziałam jak głupia i patrzyłam co on robi, przez dobre 2 minuty.
- Zabieraj te łapy! - wzięłam jego ręke i nią rzuciłam w jego stronę. Nagle powróciła we mnie siła i energia, jakich potrzebowałam.
- Jakoś reagujesz z opóźnieniem, nie uważasz? A to chyba, dlatego, że ci się podobało.
- Jacob, ogarnij się i nigdy więcej nie dotykaj mojej siostry - powiedział Jake, mogłam zauważyć, że jest mocno wkurwiony, nie umiałam inaczej nazwać jego zachowania.
Widziałam jak z chwilami jego pięści coraz bardziej się zaciskają. Miałam tylko nadzieję, że ten mały incydent nie wywoła między nimi niepotrzebnej awantury lub co najgorsza, bójki. Miałabym wtedy do siebie pretensję, bo gdyby nie ja do niczego by nie doszło.
- Nie widzisz, że jej się to podobało? Chociaż raz przestałbyś zgrywać starszego, kochającego brata i pozwliłbyś jej poczuć trochę luzu.
Nigdy nie sądziłam, że brunet może okazać się takim chamem. Owszem, wiedziałam, że jest to przysłowiowy pies na baby, ale myślałam, że chociaż dla mnie będzie inny, chociaż z tego względu, że jestem siostrą jego przyjaciela, ale najwidoczniej dla niego nie ma to żadnej różnicy.
Byłam skrępowana całą tą sytuacją. Sama już niewiedziałam kogo bardziej się krępowałam czy swojego rodzonego brata, czy może Jacob'a. Wstydziłam się nawet poruszyć, bo niewiedziałam, co któryś z nich sobie pomyśli. Byłam w jednej, wielkiej kropce.
- A czy ja chociaż coś o tym wspomniałam? Nie! Więc z łaski swojej przestań wypowiadać się za mnie. I łapy z daleka ode mnie. Nie zadaję się z takimi dupkami jak ty.
Bez żadnego, jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia dla Jake'a, które trochę mu się należały wstałam z łóżka w pokoju Jacob'a, po czym wyszłam z niego i skierowałam się do wyjścia z domu.
Na codzień, byłam spokojną osobą, lecz takiego zachowania w stosunku do mnie niezaakceptuję. Był to szczyt chamstwa z jego strony. Nie wiem co on sobie wyobrażał i prawdę powiedziawszy nie chcę wiedzieć, ale był w błędzie. Uważałam go za dobrego kolegę, lecz kilkanaście minut temu stracił w moich oczach wszystko.
Może uznacie mnie za histeryczkę, że tak reaguję na takie sytuację, ale ja się szanowałam i nie pozwoliłabym, aby jakiś obcy facet mnie obmacywał. Miałam 16 lat i niezamierzałam ukrywać, że jestem niedoświadczona w tych sprawach. Nigdy nie robiłam z siebie dziwki i w przyszłości też nie zamierzałam tego robić. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, która wskakuje pierwszemu lepszemu facetowi do łóżka.
Kiedy zorientowałam się, że jestem w wystarczającej odległości od domu Jacob'a, zaczęłam zwalniać swojego kroku. Sama nie wiedziałam czemu tak z tamtąd uciekałam, ale tak mi było lepiej, lżej.
Przynajmniej tak mi się zdawało.
Miałam wrażenie, że Jake będzie miał do mnie pretensje o tą sytuacją i bym mu się wcale nie dziwiła, sama miałam do siebie pretensję. Miałam tę świadomość, że mogłam od razu zareagować i odciągnąć odemnie Jacob'a, ale tego nie zrobiłam, sama nie wiedziałam, czemu.
Po niespełna pół godzinie byłam w domu. Zdążyłam już zauważyć, że są w nim moi rodzice, albo jedno z nich. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać, dlatego też od razu poszłam do siebie, na górę, nie zauważona przez rodziców. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, upadłam na łóżko. Nie chciałam, aby myśleli o mnie, że jestem rozkapryszną księżniczką, której nie można nawet dotknąć, no ale nie pozwolę się nikomu tak dotykać.
***
Stałam przed szafą dobre 30 minut i nie mogłam niczego odpowiedniego znaleźć do klubu, gdzie niedługo wychodzimy. Chciałam naprawdę dobrze wyglądać, ale również nie za bardzo wzywająco i, dlatego ten wybór był taki trudny. Jednak w końcu wyciągnęłam z dna szafy niebieską sukienkę na krótki rękaw, które będzie mi sięgać do mniej więcej połowy ud.
Od zdarzenia z po południa zdążyłam ochłonąć. Chciałam tak zachowywać się, gdyby to nigdy nie miało miejsca. Gdy Jake, nie tak dawno wrócił do domu, rozmawiał ze mną o tym. Miał do mnie trochę żal, że tak późno zareagowałam na dotyk Jacob'a i to w takim miejscu, ale nie krzyczał na mnie. Rozmawiał ze mną naprawdę poważnie i powiedział, abym w towarzystwie bruneta zachowywała się normalnie i żebym go w żaden sposób nie prowokować, chociaż nigdy tego nie robiłam.
Ceniłam to co dla mnie robił, przecież nie każdy starszy brat może przejmować się losem swojej młodszej siostry. A on to robił. Chociaż czasami mnie śmieszył swoją opiekuńczością to go kochałam mimo wszystko. Wiedziałam, że mam w kimś oparcie i kto zawsze mnie wysłucha.
40 minut później byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam tylko swoją małą torebkę, do której włożyłam portfel, telefon i klucze, po czym wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. W salonie na dole czekał już na mnie mój brat, który wyglądał teraz naprawdę dobrze.
- Mmm, mój braciszek jaki przystojny - powiedziałam, a on się do mnie uśmiechnął i już chciał coś powiedzieć, kiedy weszli nasi rodzice z rękami założonymi na piersi.
- Czemu chcesz zniszczyć życie swojej siostrze, tak samo jak zrobiłeś to ze swoim? Nie widzisz, że ona ma tylko 16 lat? - głos mojej mamy nie był zły, on był smutny. Patrzyła na mnie ze smutkiem w oczach, ale czy oni naprawdę uważali, że Jake by mi zniszczył życie? Sory, ale nie uwierzę w to nigdy. Prędzej sama coś zrobię niż on mi, taka była prawda.
- Możecie chociaż raz nie truć i nie robić ze mnie tego najgorszego? Czy wy naprawdę myślicie, że Bella coś przeze mnie zrobi? Że zmuszę ją do wzięcia narkotyków lub czegoś podobnego? Jesteście chorzy, jeżeli naprawdę tak myślcie, nigdy, ale to nigdy nie skrzywdziłbym jej, ani nie zrobił czegoś czego ona by nie chciała - przez całą jego wypowiedź uśmiechałam się pod nosem. Pomimo, że byli to nasi rodzice i ich kochałam, to uwielbiałam jak Jake im dokuczał lub tak dogadywał. - A teraz przepraszamy, ale idziemy na imprezę.
Sekundę później brunet złapał mnie za ręke i wyszedł z domu, wprost na dość chłodne powietrze. Kiedy tylko zamkneliśmy za sobą drzwi, oboje parskneliśmy śmiechem, tak, że nie wiem czy nie było słychać tego w środku. Jake pokazał mi, abym wsiadła za nim do samochodu, co też zrobiłam.
- Nienawidzę ich - powiedział Jake, a ja tylko na niego spojrzałam. Przyzwyczaiłam się, że nie ma on już żadnych uczuć do rodziców i zbytnio się tym nie przejmuje.
Przez drogę do klubu nie odzywaliśmy się do siebie. Chłopak był w pełni skupiony na drodzę i nic nie mówił, a ja też nie chciałam za bardzo się odzywać. Zamiast tego oglądałam ludzi za oknem szyby samochodu. Jedni szli na imprezy tak jak my, inni wracali lub szli do pracy, a jeszcze inni byli zakochanymi parami, którzy wychodzili na spacer późnym wieczorem.
Po chwili auto zatrzymało się pod jednym z większych klubów w Londynie. Moją uwagę od razu przykuł szyld, który wisiał nad wejściem, był on oświetlony w kolorze niebieskim i bardzo mi się spodobał może, dlatego, że jeszcze nigdy nie byłam w tym miejscu.
- No to wysiadamy, młoda - powiedział, a za chwilę byłam już na zewnątrz. Do wejścia do klubu była dość spora kolejka, ale Jake nie ustał na końcu niej, tylko skierowaliśmy się do ochroniarza.
- Siema stary - przywitał się brunet i dał mu pieniądze za wejście.
- A ta młoda dama chyba nie ma 18 lat - spojrzał najpierw na mnie, a potem na Jake, lecz on się tylko zaśmiał i ponownie wyjął portfel, po czym dał swojemu kumplowi, jak przypuszczałam, dodatkowe pieniądze po to, abym mogła wejść do środka.
Po kilku chwilach byliśmy w środku klubu. Było już tam sporo osób, a Jake wyraźnie kogoś szukał, bo cały czas się rozglądał. Dopiero po chwili kogoś odnalazł, bo machnął w stronę jednego ze stolików ręką. Siedzieli tam sami faceci. Rozumiecie?! Tylko faceci i ja jedna, mała, biedna, dziewczyna. Chciałam zabić mojego brata za to, że mnie w to pakuje, ale powstrzymałam się.
Dochodząc do stolika mogłam zobaczyć, że są tam kumple Jake'a, których wszystkich znałam, ale to nie oni przykuli moją uwagę. Mój wzrok zatrzymał się na chłopaku siedzącym z brzegu stolika, nie był taki jak wszyscy. Nie był wesoły, był smutny. I to mnie właśnie dziwiło. Był sobotni wieczór, impreza, a on siedział jak struty, nienadający się do życia.
Kiedy podeszliśmy bliżej, nadal nie oderwałam wzroku od chłopaka, którego nie znałam. Nawet, kiedy nie miał głowy skierownej w moją stronę, zauważyłam, że jest przystojny. Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos pozostałych chłopaków.
- To jest Niall - powiedział Zayn, o ile się nie myliłam. Spojrzałam na niego, a on nawet nie podniósł na mnie wzroku, żeby się przedstawić.
~#~
Może niektórzy z was mogli sobie pomyśleć, że dziewczyna w poprzednim rozdziale to Bella, ale jednak nie :) Mam nadzieję, że was nie zawiodłam?
Proszę was o komentowanie rozdziałów, nie zmuszam was do tego, ale nie wiecie jak dużo znaczy jeden komentarz.
Móżecie również pisać do mnie na asku, a jeżeli chcecie być informowani o nowym rozdziale wystarczy napisać swojego aska w zakładce 'Informowani'
ask.fm/Juliaa650
Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, po czym skierowałem się do kochni, w której wlałem sobie wody. Niezaprzeczę, miałem kaca, ale nie takiego dużego, jak to bywało częściej. Nathalie, bo tak miała ona na imię, okazała się nie być taka trudna, jak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Wystarczyło parę czułych słówek i komplementów, aby była moja i nie żałowałem.
Na razie niczego mi nie brakowało, po mimo tego, że nie wziąłem wczoraj żadnego narkotyku. Dobrze bawiłem się wczoraj w klubie, a w nocy wypełniłem swoje potrzeby. Czego chcieć więcej?
W moim wypadku niczego, może z wyjątkiem heroiny lub czegoś innego, czego będę potrzebował za parę godzin. I właśnie tak wygląda moje życie, imprezy, narkotyki, alkohol i dziewczyny.
Gdy chciałem się odwrócić i wyjść z pomieszczeniu, poczułem jak ktoś z tyłu mnie obejmuje. Nathalie, jak połowa dziewczyn, z którymi spędziłem noc, za pewne robiła sobie nadzieję, że coś może być pieniędzy nami, ale będę musiał rozwiać jej wątpliwości.
- Co ty robisz? - spytałem, kiedy odwróciłem się w jej stronę.
- Chciałam się tylko przywitać - powiedziała dość zmieszana i niepewna. Na jej słowa przekręciłem tylko oczami. Czy ja wyglądam na faceta, który bawi się w związki? Nie.
- Jeżeli tak, to musimy sobie coś wyjaśnić. To, że spędziliśmy razem, bardzo fajnie, noc...
- Też ci się podobało? - spytała uwodzicielsko i zarzuciła swoje ręce na moją szyję, ale ja po chwili je zabrałem.
- To, że spędziliśmy razem, bardzo fajnie noc, powtarzam. To nie znaczy, że możemy być razem czy coś podobnego. Chcę, żebyś wiedziała, że ja nie bawię się w związki, które trwają więcej niż jedną noc, chociaż tego nie można tak nazwać.
Prawdę powiedziawszy nie obchodziła mnie jej reakcja, mogłaby nawet się wydzierać, a na mnie nie zrobiłoby to większego znaczenia. Ona jednak patrzyła na mnie i nic nie mówiła, a na jej ustach można było zobaczyć mały uśmiech. Nie wiedziałem o co jej może chodzić, spodziewałem się, że gdy tylko jej powiem prawdę, odwróci się napięcie i trzaśnie za sobą drzwiami. A tu zupełnie coś innego.
- Nie jesteś sam. Ja też mam już dość związków. Więc w związku z tym, możemy zawrzec czysty układ.
Uwodziła mnie pod każdym względem. A co ja mogłem zrobić? Jestem tylko facetem, a ona dziewczyną i w dodatku bardzo atrakcyjną. Gdy wczoraj zobaczyłem ją pierwszy raz, myślałem, że jest nieśmiałą dziewczynką, ale dość szybko zmieniłem o niej zdanie. A teraz, stała przede mną prawie naga i składała propozycję, o której nie miałem zielonego pojęcia.
- Co masz na myśli? - spytałem, a ona podeszła do mnie bliżej, tak, że dzieliły nas tylko milimetry.
- Możemy wejść w układ, tylko seks. Żadnych uczuć, zobowiązań, ani nic podobnego. Będzie na łączył tylko seks.
Po jej słowach od razu się uśmiechnąłem. Nie wiem czy jakaś dziewczyna odważyłaby się złożyć taką propozycję, ale ona tak. Byłem nie mal pewny, aby w to wejść, ale miałem jedno, ale. Co jeżeli ona coś poczuje? Oczywiście, powiedziała, że żadnych uczuć, ale wszyscy wiemy jakie są kobiety. Też byłam człowiekiem i nie chciałem nikogo ranić. Po jednej nocy jest to o wiele łatwiejsze, niż jeżeli byśmy spotykali się co jakiś czas na seks, a ona mogłaby coś poczuć.
Jeszcze raz spojrzałem na nią, kiedy patrzyła się na mnie uwodzicielskim wzrokiem. Pomimo tego, o czym myślałem kilka chwil temu, nie umiałem jej odmówić, a taki układ bardzo mi odpowiadał.
- Zgoda, ale pamiętaj, tylko seks.
- Przecież sama to zaproponowałam, więc wiem. Nie musisz się martwić. A teraz, do zobaczenia. Muszę iść. Zadzwoń.
Jeszcze przez chwilę odprowadzałem jej ciało do drzwi kuchni, aż z niej nie wyszła. Nawet cieszyłem się z jej propozycji i z tego, że się zgodziłem. Przecież to był najlepszy układ w moim życiu, do tej pory.
***Oczami Belli***
Od godziny siedziałam z Jake'iem u jego kumpla, Jacob'a i musiałam wysłuchiwać ich nadętych gadek. Nawet miałam wrażenie, że zapomnieli o mojej obecność, bo byli tak pochłonięci rozmową. Obserwowałam tylko o jakim obecnie żałosnym temacie rozmawiają, a momentami było mi ich aż żal.
Były to takie duże dzieci. Pół mężczyźni i pół dzieci, jednym słowem takie pociechy, które zawsze cię pocieszyły, albo starały się to zrobić. W jednym byli oboje podobni, byli to typowi podrywacze. Nie przepuśicili żadnej dziewczyny, która wpadła im w oko, a mi szczerze powiedziawszy było ich wszystkich szkoda.
- Bella, zatańczysz ze mną wieczorem? - spojrzałam na Jacob'a z głupią miną, kiedy to usłyszałam, ale nie miałam czasu, aby mu się tak przyglądać, bo za chwilę usiadł obok mnie.
- Jedno słowo, SPADAJ - Jacob się uśmiechnął i objął mnie ramieniem. Nie był on brzydki, a wręcz przeciwnie, był bardzo przystojnym chłopakiem, ale niepodobał mi się w ten sposób, aby się w nim zakochać.
- Czemu jesteś dla mnie taka nie miła, co? - brunet, wziął kosmyk moich włosów za ucho i wpatrywał się w moją twarz. Myślałam, że wzrokiem mi ją zaraz wypali, serio.
- A czemu ty jesteś taki nachalny? - spytałam i założyłam rękę na rękę. Mogłam usłyszeć, że wywołałam śmiech u mojego brata, kiedy wypowiedziałam swoje słowa.
Brunet patrzył na mnie przez chwilę, a potem ułożył swoją ręke na moim kolanie. Spojrzałam najpierw na to miejsce, a potem z powrotem na chłopaka, który delikatnie się uśmiechał. Mogłam poczuć jak je gładzi, a potem jego ręka wędruje coraz niżej. Czy ten facet nie ma wstydu?! Przecież obok na fotelu siedzi mój brat! A on nawet nie był tym skrępowany, przecież to jest chore.
On to nadal robił. Zjeżdżał ręką coraz niżej, prawie do mojego miejsca intymnego, a potem znowu powracał na kolano. I ten perfidny uśmiech. Nie wiem co się ze mną stało, ale po prostu mnie sparaliżowało. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, nic. Siedziałam jak głupia i patrzyłam co on robi, przez dobre 2 minuty.
- Zabieraj te łapy! - wzięłam jego ręke i nią rzuciłam w jego stronę. Nagle powróciła we mnie siła i energia, jakich potrzebowałam.
- Jakoś reagujesz z opóźnieniem, nie uważasz? A to chyba, dlatego, że ci się podobało.
- Jacob, ogarnij się i nigdy więcej nie dotykaj mojej siostry - powiedział Jake, mogłam zauważyć, że jest mocno wkurwiony, nie umiałam inaczej nazwać jego zachowania.
Widziałam jak z chwilami jego pięści coraz bardziej się zaciskają. Miałam tylko nadzieję, że ten mały incydent nie wywoła między nimi niepotrzebnej awantury lub co najgorsza, bójki. Miałabym wtedy do siebie pretensję, bo gdyby nie ja do niczego by nie doszło.
- Nie widzisz, że jej się to podobało? Chociaż raz przestałbyś zgrywać starszego, kochającego brata i pozwliłbyś jej poczuć trochę luzu.
Nigdy nie sądziłam, że brunet może okazać się takim chamem. Owszem, wiedziałam, że jest to przysłowiowy pies na baby, ale myślałam, że chociaż dla mnie będzie inny, chociaż z tego względu, że jestem siostrą jego przyjaciela, ale najwidoczniej dla niego nie ma to żadnej różnicy.
Byłam skrępowana całą tą sytuacją. Sama już niewiedziałam kogo bardziej się krępowałam czy swojego rodzonego brata, czy może Jacob'a. Wstydziłam się nawet poruszyć, bo niewiedziałam, co któryś z nich sobie pomyśli. Byłam w jednej, wielkiej kropce.
- A czy ja chociaż coś o tym wspomniałam? Nie! Więc z łaski swojej przestań wypowiadać się za mnie. I łapy z daleka ode mnie. Nie zadaję się z takimi dupkami jak ty.
Bez żadnego, jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia dla Jake'a, które trochę mu się należały wstałam z łóżka w pokoju Jacob'a, po czym wyszłam z niego i skierowałam się do wyjścia z domu.
Na codzień, byłam spokojną osobą, lecz takiego zachowania w stosunku do mnie niezaakceptuję. Był to szczyt chamstwa z jego strony. Nie wiem co on sobie wyobrażał i prawdę powiedziawszy nie chcę wiedzieć, ale był w błędzie. Uważałam go za dobrego kolegę, lecz kilkanaście minut temu stracił w moich oczach wszystko.
Może uznacie mnie za histeryczkę, że tak reaguję na takie sytuację, ale ja się szanowałam i nie pozwoliłabym, aby jakiś obcy facet mnie obmacywał. Miałam 16 lat i niezamierzałam ukrywać, że jestem niedoświadczona w tych sprawach. Nigdy nie robiłam z siebie dziwki i w przyszłości też nie zamierzałam tego robić. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, która wskakuje pierwszemu lepszemu facetowi do łóżka.
Kiedy zorientowałam się, że jestem w wystarczającej odległości od domu Jacob'a, zaczęłam zwalniać swojego kroku. Sama nie wiedziałam czemu tak z tamtąd uciekałam, ale tak mi było lepiej, lżej.
Przynajmniej tak mi się zdawało.
Miałam wrażenie, że Jake będzie miał do mnie pretensje o tą sytuacją i bym mu się wcale nie dziwiła, sama miałam do siebie pretensję. Miałam tę świadomość, że mogłam od razu zareagować i odciągnąć odemnie Jacob'a, ale tego nie zrobiłam, sama nie wiedziałam, czemu.
Po niespełna pół godzinie byłam w domu. Zdążyłam już zauważyć, że są w nim moi rodzice, albo jedno z nich. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać, dlatego też od razu poszłam do siebie, na górę, nie zauważona przez rodziców. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, upadłam na łóżko. Nie chciałam, aby myśleli o mnie, że jestem rozkapryszną księżniczką, której nie można nawet dotknąć, no ale nie pozwolę się nikomu tak dotykać.
***
Stałam przed szafą dobre 30 minut i nie mogłam niczego odpowiedniego znaleźć do klubu, gdzie niedługo wychodzimy. Chciałam naprawdę dobrze wyglądać, ale również nie za bardzo wzywająco i, dlatego ten wybór był taki trudny. Jednak w końcu wyciągnęłam z dna szafy niebieską sukienkę na krótki rękaw, które będzie mi sięgać do mniej więcej połowy ud.
Od zdarzenia z po południa zdążyłam ochłonąć. Chciałam tak zachowywać się, gdyby to nigdy nie miało miejsca. Gdy Jake, nie tak dawno wrócił do domu, rozmawiał ze mną o tym. Miał do mnie trochę żal, że tak późno zareagowałam na dotyk Jacob'a i to w takim miejscu, ale nie krzyczał na mnie. Rozmawiał ze mną naprawdę poważnie i powiedział, abym w towarzystwie bruneta zachowywała się normalnie i żebym go w żaden sposób nie prowokować, chociaż nigdy tego nie robiłam.
Ceniłam to co dla mnie robił, przecież nie każdy starszy brat może przejmować się losem swojej młodszej siostry. A on to robił. Chociaż czasami mnie śmieszył swoją opiekuńczością to go kochałam mimo wszystko. Wiedziałam, że mam w kimś oparcie i kto zawsze mnie wysłucha.
40 minut później byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam tylko swoją małą torebkę, do której włożyłam portfel, telefon i klucze, po czym wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. W salonie na dole czekał już na mnie mój brat, który wyglądał teraz naprawdę dobrze.
- Mmm, mój braciszek jaki przystojny - powiedziałam, a on się do mnie uśmiechnął i już chciał coś powiedzieć, kiedy weszli nasi rodzice z rękami założonymi na piersi.
- Czemu chcesz zniszczyć życie swojej siostrze, tak samo jak zrobiłeś to ze swoim? Nie widzisz, że ona ma tylko 16 lat? - głos mojej mamy nie był zły, on był smutny. Patrzyła na mnie ze smutkiem w oczach, ale czy oni naprawdę uważali, że Jake by mi zniszczył życie? Sory, ale nie uwierzę w to nigdy. Prędzej sama coś zrobię niż on mi, taka była prawda.
- Możecie chociaż raz nie truć i nie robić ze mnie tego najgorszego? Czy wy naprawdę myślicie, że Bella coś przeze mnie zrobi? Że zmuszę ją do wzięcia narkotyków lub czegoś podobnego? Jesteście chorzy, jeżeli naprawdę tak myślcie, nigdy, ale to nigdy nie skrzywdziłbym jej, ani nie zrobił czegoś czego ona by nie chciała - przez całą jego wypowiedź uśmiechałam się pod nosem. Pomimo, że byli to nasi rodzice i ich kochałam, to uwielbiałam jak Jake im dokuczał lub tak dogadywał. - A teraz przepraszamy, ale idziemy na imprezę.
Sekundę później brunet złapał mnie za ręke i wyszedł z domu, wprost na dość chłodne powietrze. Kiedy tylko zamkneliśmy za sobą drzwi, oboje parskneliśmy śmiechem, tak, że nie wiem czy nie było słychać tego w środku. Jake pokazał mi, abym wsiadła za nim do samochodu, co też zrobiłam.
- Nienawidzę ich - powiedział Jake, a ja tylko na niego spojrzałam. Przyzwyczaiłam się, że nie ma on już żadnych uczuć do rodziców i zbytnio się tym nie przejmuje.
Przez drogę do klubu nie odzywaliśmy się do siebie. Chłopak był w pełni skupiony na drodzę i nic nie mówił, a ja też nie chciałam za bardzo się odzywać. Zamiast tego oglądałam ludzi za oknem szyby samochodu. Jedni szli na imprezy tak jak my, inni wracali lub szli do pracy, a jeszcze inni byli zakochanymi parami, którzy wychodzili na spacer późnym wieczorem.
Po chwili auto zatrzymało się pod jednym z większych klubów w Londynie. Moją uwagę od razu przykuł szyld, który wisiał nad wejściem, był on oświetlony w kolorze niebieskim i bardzo mi się spodobał może, dlatego, że jeszcze nigdy nie byłam w tym miejscu.
- No to wysiadamy, młoda - powiedział, a za chwilę byłam już na zewnątrz. Do wejścia do klubu była dość spora kolejka, ale Jake nie ustał na końcu niej, tylko skierowaliśmy się do ochroniarza.
- Siema stary - przywitał się brunet i dał mu pieniądze za wejście.
- A ta młoda dama chyba nie ma 18 lat - spojrzał najpierw na mnie, a potem na Jake, lecz on się tylko zaśmiał i ponownie wyjął portfel, po czym dał swojemu kumplowi, jak przypuszczałam, dodatkowe pieniądze po to, abym mogła wejść do środka.
Po kilku chwilach byliśmy w środku klubu. Było już tam sporo osób, a Jake wyraźnie kogoś szukał, bo cały czas się rozglądał. Dopiero po chwili kogoś odnalazł, bo machnął w stronę jednego ze stolików ręką. Siedzieli tam sami faceci. Rozumiecie?! Tylko faceci i ja jedna, mała, biedna, dziewczyna. Chciałam zabić mojego brata za to, że mnie w to pakuje, ale powstrzymałam się.
Dochodząc do stolika mogłam zobaczyć, że są tam kumple Jake'a, których wszystkich znałam, ale to nie oni przykuli moją uwagę. Mój wzrok zatrzymał się na chłopaku siedzącym z brzegu stolika, nie był taki jak wszyscy. Nie był wesoły, był smutny. I to mnie właśnie dziwiło. Był sobotni wieczór, impreza, a on siedział jak struty, nienadający się do życia.
Kiedy podeszliśmy bliżej, nadal nie oderwałam wzroku od chłopaka, którego nie znałam. Nawet, kiedy nie miał głowy skierownej w moją stronę, zauważyłam, że jest przystojny. Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos pozostałych chłopaków.
- To jest Niall - powiedział Zayn, o ile się nie myliłam. Spojrzałam na niego, a on nawet nie podniósł na mnie wzroku, żeby się przedstawić.
~#~
Może niektórzy z was mogli sobie pomyśleć, że dziewczyna w poprzednim rozdziale to Bella, ale jednak nie :) Mam nadzieję, że was nie zawiodłam?
Proszę was o komentowanie rozdziałów, nie zmuszam was do tego, ale nie wiecie jak dużo znaczy jeden komentarz.
Móżecie również pisać do mnie na asku, a jeżeli chcecie być informowani o nowym rozdziale wystarczy napisać swojego aska w zakładce 'Informowani'
ask.fm/Juliaa650
środa, 3 czerwca 2015
Rozdział 3
Po skończonych lekcjach, wyszłam z budynku szkoły. Od razu na moją twarz padły mocno promienie słoneczne, które w tym dniu mocno świeciły. Zamykając drzwi wyjściowe zaczęłam iść w swoim kierunku. Nie wiedziałam co chcę teraz zrobić, czy iść od razu do domu, czy może gdzieś się przejść.
Przez wszystkie lekcje obmyślałam plan na rodziców w związku z tym wolontariatem i wreszcie udało mi się coś wymyślić. Byłam pewna, że tak sobie z tym poradzę i nie zamierzałam zmieniać taktyki, bo w żaden inny sposób nie uda mi się tego zrobić, więc było to jedyne rozwiązanie w tej sytuacji.
Idąc powolnym krokiem włożyłam w uszy słuchawki od telefonu i włączyłam swoją ulubioną piosenkę. Lubiłam to robić, mogłam wtedy powspominać sobie wszystkie momenty z mojego życia, które były dla mnie ważne lub sentymentalne, chociaż tych drugich nie było zbyt wiele.
Gdy zatraciłam się w słuchaniu jednej z piosenek, poczułam dużą dłoń na moim barku. Przez moment się przestraszyłam, lecz kiedy się odwróciłam odetchnęłam z ulgą. Ujrzałam, bowiem bruneta, wyższego odemnie o dwie głowy. Pomimo wszystkiego, gdy tylko go ujrzałam od razu się uśmiechnęłam. Nie umiałam, po prostu nie umiałam się na niego gniewać, mogłam udawać, ale sama doskonale wiedziałam jak jest naprawdę. Wiedziałam, że zawsze będę go wspierać, cokolwiek by zrobił.
- A co ty tutaj robisz? - spytałam, a Jake tylko ciężko westchnął, po czym zaczął iść, a ja zaraz za nim.
- Chciałbym cię przeprosić. Wiem, że chcesz, abym skończył z narkotykami, ale ja nie potrafię. Wiem, że już ci to mówiłem, ale chcę, abyś to w końcu zrozumiała - powiedział, a ja znowu usłyszałam tą samą gadkę. Nie wiedziałam już, czy mam być na niego zła, czy nie.
Tak naprawdę nie mogłam do końca zrozumieć co on przeżywa i jak się czuje. Nigdy nie brałam narkotyków i nie zamierzałam tego robić. Cały czas próbowałam postawić się w sytuacji, ale byłam pewna, że nigdy tego do końca nie zrozumiem. To było błędne koło.
- Jake, nie wiem co mam powiedzieć... Jesteś moim bratem, ale... - zacięłam się w tamtym momencie, bo zrozumiałam co właśnie chciałam powiedzieć i byłam wdzięczna, że w pore ugryzłam się w język.
- Ale co?
- Nie, nic. Chciałam powiedzieć, że zawsze będziesz mógł na mnie liczyć - uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
Prawdę powiedziawszy, robiłam dobrą minę do złej gry. Tak naprawdę sama nie wiedziałam co mam mówić Jake'owi, ale chciałam, aby myślał, że jestem jego "mocną stroną", na którą zawsze może liczyć i, która go wesprze. A sama gdzieś wewnątrz siebie, walczyłam w pewnym sensie sama ze sobą.
Jeszcze nigdy w swoim 16-letnim życiu, nie miałam poważnych problemów, a tak naprawdę prawie wogóle ich nie miałam. Nie lubiłam wywoływać kłótni, a sama nigdy się w nic nie mieszałam, w przeciwieństwie do mojego brata.
- Wybierzesz się z nami jutro do klubu? - spytał, a mnie momentalnie zamurowało. Mój brat zawsze powtarzał, że nie zabierze mnie nigdy w takie miejsce, a teraz nagle mnie SAM do niego zaprasza.
- Dobrze się czujesz? Przypomnieć ci ile razy mówiłeś mi, że to nie jest miejsce dla mnie i, żebym nigdy tam nie chodziła? - wybłuszyłam na niego oczy, czasami wogóle go nie poznawałam. Jego zmiany nastrojów były dość częste, co było dość irytujące.
- Nie, nie musisz mi przypominać, ale zrozumiałem, że zaczynasz dorastać i nie mogę na ciebie o wszystko naskakiwać, ale chcę, żebyś pamiętała, że zawsze będziesz moją małą siostrzyczką, o którą będę się martwił. Więc jak pójdziesz z nami do tego klubu? - spytał, a ja wsłuchiwałam się w każde jego słowo, które brzmiało, jakby wypowiadał je mój ojciec, a mina Jake'a to odzwierciedlała, bo była tak poważna, że byłam nie mal pewna, że mówi i zachowuje się tak specjalnie.
- Tak, pójdę - uśmiechnęłam się do niego i szliśmy dalej.
Nie chciałam tego pokazywać, ale bardzo się cieszyłam na to jutrzejsze wyjście. Byłam ciekawa jak ono będzie wyglądało, bo nigdy z nim nie wychodziłam na żadne imprezy, a sama też chciałam gdzieś w końcu wyjść. Rozluźnić się.
Po krótkim czasie, spostrzegłam, że nie idziemy do domu, tak jak myślałam, że będzie. Szliśmy w zupełnym przeciwnym kierunku, od dzielnicy, na której mieszkaliśmy. Ale nie przejmowałam się tym. Nawet nie miałam czym. Jake był wyraźnie inny, nie chodzi mi o to, że nie był naćpany, tylko, że było widać w nim radość, może nie całkowitą, ale chociaż jej odrobinkę. Dlatego też mi od razu zrobiło się trochę lżej i lepiej.
Brunet szedł cały czas twarzą wprost, z lekkim uśmiechem na ustach. Nie zamierzałam poruszać tego tematu, bo mógłby to źle odebrać, ale ciekawiło mnie co jest tego powodem. Miałam cichą nadzieję, że sam niedługo się przede mną otworzy i mi powie, oczywiście jeżeli nie jest to tylko chwilowe.
Idąc z Jakiem u boku, oboje poczuliśmy jak zawiewa mocno wiatr, który jak na nieszczęście rozwiał moje włosy, w różne strony. Gdybym miała przy sobie lusterko to nawet nie chciałabym w nie zajrzeć, bo wyglądałam jak prawdziwa czarownica, dlatego też współczułam mojemu bratu, że musi mnie oglądać w takim stanie.
- I z czego się śmiejesz idioto? - spytałam, ale sama chętnie w tamtym momencie bym parsknęła śmiechem.
- Z niczego, skarbie - uśmiechnął się, lecz wiedziałam, że robi to specjalnie.
- Wiem, że wyglądam jak straszydło i nie musisz mnie w tym uświadamiać, ale mógłbyś czasami mnie podnieść na duchu, a nie się ze mnie nabijać - powiedziałam, ale cały czas miałam wielki uśmiech na twarzy, a na koniec swojej wypowiedzi zaczęłam się śmiać.
Wyjęłam z kieszeni telefon, który w tym momencie będzie służył mi jako lusterko i zaczęłam poprawiać palcami włosy, które teraz jak nigdy dotąd współpracowały ze mną, dlatego też szybko poszło mi ich poprawianie.
- I co, już nie jestem czarownicą - wypięłam do niego język, a on nic nie mówiąc objął mnie i tak szliśmy.
***Oczami Niall'a***
Siedząc na łóżku, w areszcie, gdzie obecnie przebywałem, myślałem tylko o tym, że kiedy stąd w końcu wyjdę będę mógł pójść kupić dragi, a potem wyrwać jakieś dziewczyny, na jedną noc. Nie interesowały mnie związki, które trwają więcej niż jedną noc. Dla mnie dziewczyna była tylko potrzebna do seksu. Zawsze tak było, nigdy się nie zakochałem i bylem pewny, że to się nie zmieni.
Przyzwyczaiłem się do miejsca jakim był areszt, ponieważ byłem tu częstym gościem, dlatego też byłem taki "znany" wśród psów, którzy mnie nie znosili, ale nie musieli się o to martwić, bo ja ich nienawidziłem i ukazywałem im to w każdym możliwym momencie, co można było zobaczyć i wczoraj. Na same wspomnienie tej sytuacji, zaśmiałem się pod nosem.
Naraz do moich uszu doszedł dźwięk ciężkich kroków, zbliżających się do celi. Skierowałem głowę w stronę krat i czekałem aż wyłoni się jakaś postać, ponieważ musiałem wiedzieć, czy ów policjant "zaszczyci" mnie swoją obecnością, czy kogoś innego. Kiedy ten sam, który miał wczoraj spotkanie z moją pięścią stanął przodem do celi, w której się znajdowałem, wiedziałem już, że przyszedł do mnie.
- Horan, rusz swój tyłek i chodź tu, bo wychodzisz - powiedział i nie musiał mi tego drugi raz powtarzać, bo wstałem ze zniszczonego już łóżka i czekałem aż łaskawie otworzy on kraty.
- Jak się pan czuje? Bo widzę, że ma pan szczęke trochę spuchniętą... - zaśmiałem się. Nie umiałem się powstrzymać od tego komentarza w jego stronę, ale właśnie taki byłem i nic tego nie mogło zmienić.
- Ja bym się tak na twoim miejscu nie cieszył, bo zapewniam cię, że niedługo tu wrócisz, a zresztą sam się przekonasz gdy dostaniesz pismo z sądu - rzucił, a za chwilę wyszedłem z aresztu wprost na świeże powietrze.
Nie przejmowałem się tym co powiedział mi ten durny pies. Bo co może mi zrobić sąd? Nie będę wezwany tam pierwszy raz, a nawet jeśli to nierobi to na mnie większej różnicy. Całe moje życie się tak toczy, a ja niezamierzałem tego zmieniać. Taki styl życia, jak najbardziej mi odpowiadał. Nie miałem żadnych zobowiązań wobec nikogo i tak było dobrze.
Kierując się uliczkami do domu, który znajdował się 4 przecznice od aresztu, w mojej głowie krążyły myśli co do dzisiejszego wieczoru. Potrzebowałem dzisiaj jakieś dziewczyny, która zrobi dla mnie wszystko, ale z tym nie będzie zbytnio problemu. Zawsze same mi się pchały do "łóżka". Miałem nadzieję na dobrą zabawę, dzisiejszego wieczoru, bo tego mi dzisiaj było trzeba.
Schowałem ręce do kieszeni do jeansowych spodni i szedłem dalej, prosto do domu moich rodziców. Nienawidziłem ich. Ich sposób bycia, doprowadzał mnie do szału. Uważali, że powinienem być taki jak oni, czyli uporządkowany, bez robienia żadnych wybryków, elegancki i przede wszystkim, abym miał ich charakter, a nawet lepszy. Ale ja tak nigdy nie potrafiłem, może na początku, jak wprowadzili te swoje zasady byłem posłusznym synem, ale kiedy trochę dorosłem i zrozumiałem jak głupi byłem, zacząłem się buntować, co za bardzo im się nie podobało, ale właśnie o to chodziło. Pomimo tego jaki byłem, mój "ukochany" tatuś, zawsze ratował mnie z kłopotów, nawet jeżeli tego nie potrzebowałem. Uważał, że niepotrzebne skazanie przez sąd może skończyć się źle, w związku z naszą reputacją, a właściwie ich, bo jak to oni mówią, ja już swoją dawno zepsułem.
Gdy wszedłem na ulicę, na której kiedyś mieszkałem, zobaczyłem z daleka, że w domu palą się światła. Kiedy tylko skończyłem 18 lat, tatuś kupił mi mieszkanie, gdzie właściwie miałem mieszkać, ale bywałem tam tylko gdy urządzałem impreze i kiedy poznałem jakąś dziewczynę w klubie. Tak to prawie zawsze byłem tutaj, tu gdzie się wychowywałem.
Dotykając klamkę, pociągnąłem drzwi w przeciwną stronę od siebie, aby je otworzyć. Od progu wejścia do domu, dało słyszeć się ciszę jaka ogarniała dom, tylko słuchać było telewizor, który grał.
- Niall, do cholery po co ja ci kupiłem to mieszkanie, skoro cały czas jesteś tutaj?! - powiedział surowym tonem mój ojciec, odwracając się do mnie, gdy wszedłem do salonu.
- Tak, słyszałem to już milion razy. Kupiłeś mi mieszkanie, za swoje ciężko zarobione pieniądze, ale musisz to zrozumieć, że ono służy do zapełnienie czegoś innego - z uśmiechem na ustach, zakończyłem swoją wypowiedź. Uwielbiałem ich tak denerwować to dawało mi satysfakcję.
- No chyba do niczego ci nie służy, skoro ciągle przebywasz tutaj.
- Oj, tato. Jesteś już dużym chłopcem, chyba nie muszę ci tłumaczyć takich rzeczy.
Widziałem po nim, że zaczyna się w nim gotować ze złości, a ja nie miałem siły na kłótnie, po nocu spędzonym w areszcie, dlatego też bez żadnego słowa skierowałem się na górę.
Wchodząc do swojego pokoju, skierowałem sie w strone szafy, z której wyjąłem niebieską koszule i czarne rurki, następnie skierowałem się do łazienki. W pomieszczeniu, zrzuciłem z siebie ubrania, po czym wszedłem do kabiny. Ustawiając idealną wodę, która nie była ani za ciepła, ani za zimna, opłukałem swoje ciało, wcierając w nie też szampon do kompania. Po kilku minutach wyszedłem spod prysznica, owinięty do połowy ręcznikiem. Wszedłem do pokoju gdzie założyłem wcześniej wyjęte ubrania, potem wróciłem do łazienki gdzie wziąłem żel do włosów dzięki, któremu postawiłem do góry grzywkę.
I tak po krótkim czasie byłem gotowy, aby udać się do klubu. Zszedłem na dół, gdzie w salonie nadal siedzieli moi rodzice, nie odezwałem się do nich ani oni do mnie. Założyłem swoje Air forcy i wyszedłem z domu. Postanowiłem pójść na piechotę, bo tam gdzie idę do klubu, obok niego jest blok, w którym mieszkałem.
***
Od godziny bawiłem się świetnie. Co chwila tańczyłem z inną dziewczyną, lecz gdy do klubu weszła wysoka szatynka, o smukłych, długich nogach to ona przykuła moją uwagę i to właśnie ją zamierzałem zaprosić do siebie na noc. Szybko odszukałem ją wzrokiem i skierowałem się do niej. Siedziała ona na barowym krześle, mogłem zobaczyć, że ma idealną figurę.
Już po chwili siedziałem obok niej. Gestem ręki zawołałem do siebie barmana, który zaraz się zjawił.
- Dwa razy to co zawsze i to samo dla tej pięknej pani - przełożyłem swój wzrok z barmana na szatynke, która lekko się zarumieniła, ale starała się to ukryć pod kosmykiem włosów, lecz mojej uwadze nic się nie ukryje.
- Nie musisz zakrywać tej swojej ślicznej buźki, skarbie. Te rumieńce dodają ci tylko uroku - powiedziałem, a ona dopiero wtedy spojrzała na mnie pierwszy raz. Jej rysy twarzy były jeszcze delikatne, co oznaczało, że jest młodsza ode mnie, a oczy miała brązowe.
- Dziękuję.
- Mi za urodę nie dziękuj, to nie moja zasługa - uśmiechnęłem się.
Ta noc będzie piękna.
~#~
Mi osobiście ten rozdział się podoba. Jeżeli nie czytaliście notki pod nazwą Informacją to ją przeczytajcie, ona wyjaśnia czemu ponad tydzień nie było rozdziału. Teraz też nie wiem czy będą one regularnie, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Zapraszam na mojego aska :) ask.fm/Juliaa650
Przez wszystkie lekcje obmyślałam plan na rodziców w związku z tym wolontariatem i wreszcie udało mi się coś wymyślić. Byłam pewna, że tak sobie z tym poradzę i nie zamierzałam zmieniać taktyki, bo w żaden inny sposób nie uda mi się tego zrobić, więc było to jedyne rozwiązanie w tej sytuacji.
Idąc powolnym krokiem włożyłam w uszy słuchawki od telefonu i włączyłam swoją ulubioną piosenkę. Lubiłam to robić, mogłam wtedy powspominać sobie wszystkie momenty z mojego życia, które były dla mnie ważne lub sentymentalne, chociaż tych drugich nie było zbyt wiele.
Gdy zatraciłam się w słuchaniu jednej z piosenek, poczułam dużą dłoń na moim barku. Przez moment się przestraszyłam, lecz kiedy się odwróciłam odetchnęłam z ulgą. Ujrzałam, bowiem bruneta, wyższego odemnie o dwie głowy. Pomimo wszystkiego, gdy tylko go ujrzałam od razu się uśmiechnęłam. Nie umiałam, po prostu nie umiałam się na niego gniewać, mogłam udawać, ale sama doskonale wiedziałam jak jest naprawdę. Wiedziałam, że zawsze będę go wspierać, cokolwiek by zrobił.
- A co ty tutaj robisz? - spytałam, a Jake tylko ciężko westchnął, po czym zaczął iść, a ja zaraz za nim.
- Chciałbym cię przeprosić. Wiem, że chcesz, abym skończył z narkotykami, ale ja nie potrafię. Wiem, że już ci to mówiłem, ale chcę, abyś to w końcu zrozumiała - powiedział, a ja znowu usłyszałam tą samą gadkę. Nie wiedziałam już, czy mam być na niego zła, czy nie.
Tak naprawdę nie mogłam do końca zrozumieć co on przeżywa i jak się czuje. Nigdy nie brałam narkotyków i nie zamierzałam tego robić. Cały czas próbowałam postawić się w sytuacji, ale byłam pewna, że nigdy tego do końca nie zrozumiem. To było błędne koło.
- Jake, nie wiem co mam powiedzieć... Jesteś moim bratem, ale... - zacięłam się w tamtym momencie, bo zrozumiałam co właśnie chciałam powiedzieć i byłam wdzięczna, że w pore ugryzłam się w język.
- Ale co?
- Nie, nic. Chciałam powiedzieć, że zawsze będziesz mógł na mnie liczyć - uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
Prawdę powiedziawszy, robiłam dobrą minę do złej gry. Tak naprawdę sama nie wiedziałam co mam mówić Jake'owi, ale chciałam, aby myślał, że jestem jego "mocną stroną", na którą zawsze może liczyć i, która go wesprze. A sama gdzieś wewnątrz siebie, walczyłam w pewnym sensie sama ze sobą.
Jeszcze nigdy w swoim 16-letnim życiu, nie miałam poważnych problemów, a tak naprawdę prawie wogóle ich nie miałam. Nie lubiłam wywoływać kłótni, a sama nigdy się w nic nie mieszałam, w przeciwieństwie do mojego brata.
- Wybierzesz się z nami jutro do klubu? - spytał, a mnie momentalnie zamurowało. Mój brat zawsze powtarzał, że nie zabierze mnie nigdy w takie miejsce, a teraz nagle mnie SAM do niego zaprasza.
- Dobrze się czujesz? Przypomnieć ci ile razy mówiłeś mi, że to nie jest miejsce dla mnie i, żebym nigdy tam nie chodziła? - wybłuszyłam na niego oczy, czasami wogóle go nie poznawałam. Jego zmiany nastrojów były dość częste, co było dość irytujące.
- Nie, nie musisz mi przypominać, ale zrozumiałem, że zaczynasz dorastać i nie mogę na ciebie o wszystko naskakiwać, ale chcę, żebyś pamiętała, że zawsze będziesz moją małą siostrzyczką, o którą będę się martwił. Więc jak pójdziesz z nami do tego klubu? - spytał, a ja wsłuchiwałam się w każde jego słowo, które brzmiało, jakby wypowiadał je mój ojciec, a mina Jake'a to odzwierciedlała, bo była tak poważna, że byłam nie mal pewna, że mówi i zachowuje się tak specjalnie.
- Tak, pójdę - uśmiechnęłam się do niego i szliśmy dalej.
Nie chciałam tego pokazywać, ale bardzo się cieszyłam na to jutrzejsze wyjście. Byłam ciekawa jak ono będzie wyglądało, bo nigdy z nim nie wychodziłam na żadne imprezy, a sama też chciałam gdzieś w końcu wyjść. Rozluźnić się.
Po krótkim czasie, spostrzegłam, że nie idziemy do domu, tak jak myślałam, że będzie. Szliśmy w zupełnym przeciwnym kierunku, od dzielnicy, na której mieszkaliśmy. Ale nie przejmowałam się tym. Nawet nie miałam czym. Jake był wyraźnie inny, nie chodzi mi o to, że nie był naćpany, tylko, że było widać w nim radość, może nie całkowitą, ale chociaż jej odrobinkę. Dlatego też mi od razu zrobiło się trochę lżej i lepiej.
Brunet szedł cały czas twarzą wprost, z lekkim uśmiechem na ustach. Nie zamierzałam poruszać tego tematu, bo mógłby to źle odebrać, ale ciekawiło mnie co jest tego powodem. Miałam cichą nadzieję, że sam niedługo się przede mną otworzy i mi powie, oczywiście jeżeli nie jest to tylko chwilowe.
Idąc z Jakiem u boku, oboje poczuliśmy jak zawiewa mocno wiatr, który jak na nieszczęście rozwiał moje włosy, w różne strony. Gdybym miała przy sobie lusterko to nawet nie chciałabym w nie zajrzeć, bo wyglądałam jak prawdziwa czarownica, dlatego też współczułam mojemu bratu, że musi mnie oglądać w takim stanie.
- I z czego się śmiejesz idioto? - spytałam, ale sama chętnie w tamtym momencie bym parsknęła śmiechem.
- Z niczego, skarbie - uśmiechnął się, lecz wiedziałam, że robi to specjalnie.
- Wiem, że wyglądam jak straszydło i nie musisz mnie w tym uświadamiać, ale mógłbyś czasami mnie podnieść na duchu, a nie się ze mnie nabijać - powiedziałam, ale cały czas miałam wielki uśmiech na twarzy, a na koniec swojej wypowiedzi zaczęłam się śmiać.
Wyjęłam z kieszeni telefon, który w tym momencie będzie służył mi jako lusterko i zaczęłam poprawiać palcami włosy, które teraz jak nigdy dotąd współpracowały ze mną, dlatego też szybko poszło mi ich poprawianie.
- I co, już nie jestem czarownicą - wypięłam do niego język, a on nic nie mówiąc objął mnie i tak szliśmy.
***Oczami Niall'a***
Siedząc na łóżku, w areszcie, gdzie obecnie przebywałem, myślałem tylko o tym, że kiedy stąd w końcu wyjdę będę mógł pójść kupić dragi, a potem wyrwać jakieś dziewczyny, na jedną noc. Nie interesowały mnie związki, które trwają więcej niż jedną noc. Dla mnie dziewczyna była tylko potrzebna do seksu. Zawsze tak było, nigdy się nie zakochałem i bylem pewny, że to się nie zmieni.
Przyzwyczaiłem się do miejsca jakim był areszt, ponieważ byłem tu częstym gościem, dlatego też byłem taki "znany" wśród psów, którzy mnie nie znosili, ale nie musieli się o to martwić, bo ja ich nienawidziłem i ukazywałem im to w każdym możliwym momencie, co można było zobaczyć i wczoraj. Na same wspomnienie tej sytuacji, zaśmiałem się pod nosem.
Naraz do moich uszu doszedł dźwięk ciężkich kroków, zbliżających się do celi. Skierowałem głowę w stronę krat i czekałem aż wyłoni się jakaś postać, ponieważ musiałem wiedzieć, czy ów policjant "zaszczyci" mnie swoją obecnością, czy kogoś innego. Kiedy ten sam, który miał wczoraj spotkanie z moją pięścią stanął przodem do celi, w której się znajdowałem, wiedziałem już, że przyszedł do mnie.
- Horan, rusz swój tyłek i chodź tu, bo wychodzisz - powiedział i nie musiał mi tego drugi raz powtarzać, bo wstałem ze zniszczonego już łóżka i czekałem aż łaskawie otworzy on kraty.
- Jak się pan czuje? Bo widzę, że ma pan szczęke trochę spuchniętą... - zaśmiałem się. Nie umiałem się powstrzymać od tego komentarza w jego stronę, ale właśnie taki byłem i nic tego nie mogło zmienić.
- Ja bym się tak na twoim miejscu nie cieszył, bo zapewniam cię, że niedługo tu wrócisz, a zresztą sam się przekonasz gdy dostaniesz pismo z sądu - rzucił, a za chwilę wyszedłem z aresztu wprost na świeże powietrze.
Nie przejmowałem się tym co powiedział mi ten durny pies. Bo co może mi zrobić sąd? Nie będę wezwany tam pierwszy raz, a nawet jeśli to nierobi to na mnie większej różnicy. Całe moje życie się tak toczy, a ja niezamierzałem tego zmieniać. Taki styl życia, jak najbardziej mi odpowiadał. Nie miałem żadnych zobowiązań wobec nikogo i tak było dobrze.
Kierując się uliczkami do domu, który znajdował się 4 przecznice od aresztu, w mojej głowie krążyły myśli co do dzisiejszego wieczoru. Potrzebowałem dzisiaj jakieś dziewczyny, która zrobi dla mnie wszystko, ale z tym nie będzie zbytnio problemu. Zawsze same mi się pchały do "łóżka". Miałem nadzieję na dobrą zabawę, dzisiejszego wieczoru, bo tego mi dzisiaj było trzeba.
Schowałem ręce do kieszeni do jeansowych spodni i szedłem dalej, prosto do domu moich rodziców. Nienawidziłem ich. Ich sposób bycia, doprowadzał mnie do szału. Uważali, że powinienem być taki jak oni, czyli uporządkowany, bez robienia żadnych wybryków, elegancki i przede wszystkim, abym miał ich charakter, a nawet lepszy. Ale ja tak nigdy nie potrafiłem, może na początku, jak wprowadzili te swoje zasady byłem posłusznym synem, ale kiedy trochę dorosłem i zrozumiałem jak głupi byłem, zacząłem się buntować, co za bardzo im się nie podobało, ale właśnie o to chodziło. Pomimo tego jaki byłem, mój "ukochany" tatuś, zawsze ratował mnie z kłopotów, nawet jeżeli tego nie potrzebowałem. Uważał, że niepotrzebne skazanie przez sąd może skończyć się źle, w związku z naszą reputacją, a właściwie ich, bo jak to oni mówią, ja już swoją dawno zepsułem.
Gdy wszedłem na ulicę, na której kiedyś mieszkałem, zobaczyłem z daleka, że w domu palą się światła. Kiedy tylko skończyłem 18 lat, tatuś kupił mi mieszkanie, gdzie właściwie miałem mieszkać, ale bywałem tam tylko gdy urządzałem impreze i kiedy poznałem jakąś dziewczynę w klubie. Tak to prawie zawsze byłem tutaj, tu gdzie się wychowywałem.
Dotykając klamkę, pociągnąłem drzwi w przeciwną stronę od siebie, aby je otworzyć. Od progu wejścia do domu, dało słyszeć się ciszę jaka ogarniała dom, tylko słuchać było telewizor, który grał.
- Niall, do cholery po co ja ci kupiłem to mieszkanie, skoro cały czas jesteś tutaj?! - powiedział surowym tonem mój ojciec, odwracając się do mnie, gdy wszedłem do salonu.
- Tak, słyszałem to już milion razy. Kupiłeś mi mieszkanie, za swoje ciężko zarobione pieniądze, ale musisz to zrozumieć, że ono służy do zapełnienie czegoś innego - z uśmiechem na ustach, zakończyłem swoją wypowiedź. Uwielbiałem ich tak denerwować to dawało mi satysfakcję.
- No chyba do niczego ci nie służy, skoro ciągle przebywasz tutaj.
- Oj, tato. Jesteś już dużym chłopcem, chyba nie muszę ci tłumaczyć takich rzeczy.
Widziałem po nim, że zaczyna się w nim gotować ze złości, a ja nie miałem siły na kłótnie, po nocu spędzonym w areszcie, dlatego też bez żadnego słowa skierowałem się na górę.
Wchodząc do swojego pokoju, skierowałem sie w strone szafy, z której wyjąłem niebieską koszule i czarne rurki, następnie skierowałem się do łazienki. W pomieszczeniu, zrzuciłem z siebie ubrania, po czym wszedłem do kabiny. Ustawiając idealną wodę, która nie była ani za ciepła, ani za zimna, opłukałem swoje ciało, wcierając w nie też szampon do kompania. Po kilku minutach wyszedłem spod prysznica, owinięty do połowy ręcznikiem. Wszedłem do pokoju gdzie założyłem wcześniej wyjęte ubrania, potem wróciłem do łazienki gdzie wziąłem żel do włosów dzięki, któremu postawiłem do góry grzywkę.
I tak po krótkim czasie byłem gotowy, aby udać się do klubu. Zszedłem na dół, gdzie w salonie nadal siedzieli moi rodzice, nie odezwałem się do nich ani oni do mnie. Założyłem swoje Air forcy i wyszedłem z domu. Postanowiłem pójść na piechotę, bo tam gdzie idę do klubu, obok niego jest blok, w którym mieszkałem.
***
Od godziny bawiłem się świetnie. Co chwila tańczyłem z inną dziewczyną, lecz gdy do klubu weszła wysoka szatynka, o smukłych, długich nogach to ona przykuła moją uwagę i to właśnie ją zamierzałem zaprosić do siebie na noc. Szybko odszukałem ją wzrokiem i skierowałem się do niej. Siedziała ona na barowym krześle, mogłem zobaczyć, że ma idealną figurę.
Już po chwili siedziałem obok niej. Gestem ręki zawołałem do siebie barmana, który zaraz się zjawił.
- Dwa razy to co zawsze i to samo dla tej pięknej pani - przełożyłem swój wzrok z barmana na szatynke, która lekko się zarumieniła, ale starała się to ukryć pod kosmykiem włosów, lecz mojej uwadze nic się nie ukryje.
- Nie musisz zakrywać tej swojej ślicznej buźki, skarbie. Te rumieńce dodają ci tylko uroku - powiedziałem, a ona dopiero wtedy spojrzała na mnie pierwszy raz. Jej rysy twarzy były jeszcze delikatne, co oznaczało, że jest młodsza ode mnie, a oczy miała brązowe.
- Dziękuję.
- Mi za urodę nie dziękuj, to nie moja zasługa - uśmiechnęłem się.
Ta noc będzie piękna.
~#~
Mi osobiście ten rozdział się podoba. Jeżeli nie czytaliście notki pod nazwą Informacją to ją przeczytajcie, ona wyjaśnia czemu ponad tydzień nie było rozdziału. Teraz też nie wiem czy będą one regularnie, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Zapraszam na mojego aska :) ask.fm/Juliaa650
Informacja
Chcę, żebyście wiedzieli, że nie porzuciłam bloga i nigdy w życiu tego nie zrobię, ale przeprowadziłam się wczoraj do Niemiec i na razie nie mam internetu. Nie wiem, kiedy będzie połączenie, ale gdy tylko będę mogła to dodam rozdział. Obecnie jestem w ośrodku, a tu jest WiFi, więc skorzystałam z okazji. Mam nadzieję, że nadal będziecie ze mną i będziecie czytać tego bloga. Do usłyszenia, mam nadzieję, niedługo. Buziaki :*